"Jestem w miarę zadowolony, choć popełniłem błędy. Cztery rundy przed końcem niepotrzebnie próbowałem zabrać się do jednej z ucieczek i to zabrało mi sporo sił" - powiedział cytowany przez "Przegląd Sportowy". "Później zaatakowałem trzy kilometry przed metą. I ponad dwa i pół kilometra jechałem sam. Tego nie było już widać w telewizji, bo pokazywano Bettiniego i ścisłą czołówkę. Dogoniono mnie 400 metrów przed metą. Gdyby nie to byłbym 11. albo 12. i oceny od razu byłyby lepsze" - dodał. Oprócz Marczyńskiego wyścig elity z Polaków ukończył jeszcze tylko Przemysław Niemiec. Co się stało z resztą zawodników? "Nie do mnie należą oceny, ale jak ktoś jest powołany do kadry, to powinien postawić sobie jakieś minimum, czyli dojechanie do mety. A kiedy dojeżdża nas tylko dwóch, to później oceny są takie, jakie są" - stwierdził Marczyński.