Na początku lutego Milena Sadurek zerwała kontrakt z występującym w Lidze Mistrzyń rumuńskim Metalem Galati. Siatkarka nie mogąc doczekać się zaległych pieniędzy, postanowiła wrócić do kraju. W miniony weekend pojawiła się w Poznaniu na turnieju finałowym Pucharu Polski, gdzie miała okazje spotkać się m.in. z selekcjonerem Jerzym Matlakiem oraz koleżankami z kadry. Od poniedziałku, po blisko dwumiesięcznej przerwie, rozpoczęła treningi. "Współpracujący z kadrą specjalista od przygotowania fizycznego Stefano Tagliazucchi przygotował mi plan treningowy. Trzy razy w tygodniu będę pracować na siłowni, a oprócz tego będę ćwiczyć indywidualnie na hali z naszym statystykiem - Maciejem Kosmolem" - powiedziała PAP Sadurek, która zastanawiał się także, czy nie podjąć treningów w którymś z ligowych zespołów. W podobny sposób w ubiegłym roku do kadry wracała Dorota Świeniewicz, która Pile trenowała pod okiem Matlaka. "Z reguły w każdym zespole są dwie rozgrywające i gdybym ja miała którąś z nich zastępować, to po prostu przeszkadzałabym im w pracy. Tym bardziej, że zaraz zacznie się faza play off, zespoły ćwiczą ustawienia w szóstkach. Uznałam, że to nie ma sensu. Zdaję sobie sprawę, że na zgrupowaniu reprezentacji, o ile otrzymam powołanie, będę miały braki. Głównym problem może być ze zgraniem. Sezon reprezentacyjny w tym roku jest jednak bardzo długi (MŚ rozpoczną się 29 października). Przed nami wiele meczów i turniejów. Myślę, że spokojnie zdążę dojść do wysokiej formy" - dodała. Jak przyznała, decyzja o zerwaniu kontraktu z Metalem Galati i powrocie do kraju nie była łatwa. Nie żałuje jednak, że zdecydowała się na tak radykalny krok. "Najbardziej szkoda mi przerwy w grze. Tym bardziej, że w Galati, mimo tych wszystkich kłopotów, szło nam całkiem nieźle. Wydawało mi się, że miałam dobry sezon. Gdyby taka sytuacja zdarzyła się w Polsce, to pewnie bym została do końca sezonu. Nie żałuję jednak tej decyzji. Mam wciąż kontakt z dziewczynami z drużyny i wiem, że nic się nie polepszyło. Na moje konto nie wpłynęło też ani jedno euro z tytułu zaległości" - przyznała Sadurek. Reprezentantka Polski jako wolna zawodniczka jest łakomym kąskiem dla wielu zespołów i nie ukrywa, że przedstawiciele klubów dzwonią z propozycją gry na przyszły sezon. Jak zdradziła, otrzymała już oferty z czterech polskich drużyn. "Nie mogę powiedzieć z jakich, tym bardziej, że jeszcze jest za wcześnie na jakiekolwiek decyzje. Nie wiem, czy będę grać w Polsce. Mimo że pierwszy mój wyjazd zagraniczny okazał się trochę niewypałem, nie zraziłam się do gry w zagranicznym klubie. Tym bardziej, że sporo skorzystałam - miałam okazję pracować z dobrym trenerem (selekcjonerem reprezentacji Serbii Zoranem Terziciem) i z zawodniczkami z różnych krajów. Uważam, że z gry w Galati wyniosłam wiele dobrego" - podkreśliła. Sadurek do Poznania przyjechała niemal prosto z RPA, gdzie przez miesiąc przebywała na wakacjach. "Jak gram w siatkówkę, po raz pierwszy wyjechałam na wakacje w marcu. RPA zrobiło na mnie bardzo dobre wrażenie. Przez tydzień mieszkałam m.in. w Kapsztadzie, blisko stadionu, na którym będą rozgrywane finały mistrzostw świata. Widać, że praca wciąż wre. Ale mają np. bardzo dobre drogi, po których się fajnie jeździ" - opowiadała. "Niektórzy myślą, że to dzika Afryka, ale wcale tak nie jest. Nie ukrywam, że jadąc tam, trochę się bałam. Słyszałam wcześniej opinie, że nie jest tam bezpiecznie. Ale po prostu nie chodzi się tam, gdzie nie powinno. A ludzie są naprawdę przemili, bardzo dbają o turystów. Są bardzo dumni ze swojego kraju i chcą by goście, którzy przyjadą na mundial, dobrze go zapamiętali. Byłam naprawdę pozytywnie zaskoczona" - zakończyła Sadurek.