W styczniu 2009 roku reprezentacja Polski po raz drugi z rzędu przedostała się do strefy medalowej mistrzostw świata, po wyjątkowym spotkaniu z Norwegią. Wyjątkowym, bo wtedy narodził się niemal kult drużyny Bogdana Wenty, ze słynną "jedną Wentą" i rzutem Artura Siódmiaka do pustej bramki przez całe boisko. Spełniły się więc marzenia żołnierza Legionów i kronikarza obozowego życia Ludwika Dudzińskiego. Piłka ręczna sprzed ponad stu lat ma z tą dzisiejszą tyle wspólnego, że i wtedy, i dziś, rzucano nią do bramki. Albo między tyczki, jak w Szczypiornie. Różne jej wersje pojawiły się pod koniec XIX wieku - w Danii nauczyciel Holger Nielsen wprowadził do gimnazjum w Ollerup grę dwóch siedmioosobowych drużyn, która szybko zyskała na popularności. W Czechach inny nauczyciel Antonín Krištof stworzył w tym czasie podstawy "hazeny", znanej też przez lata na naszych ziemiach, zwłaszcza śląskich - czasem pod nazwą "jordanka". W Niemczech zaś Karl Schelenz zmodyfikował reguły gry w jedenastu na jedenastu, które wcześniej wymyślił nauczyciel z Brunszwiku Konrad Koch. I to te ostatnie poznali polscy żołnierze w Szczypiornie, choć dziś praktykowana jest wersja duńska, siedmioosobowa. "Kwiat polskiego wojska został osadzony i skazany na bezczynność w Szczypiornie" Utworzone w 1914 roku Legiony Polskie brały czynny udział w pierwszej wojnie światowej. Sytuacja zmieniła się wiosną 1917 roku, gdy niemiecki generał-gubernator Hans Hartwig von Beseler rozpoczął organizowanie Polskiej Siły Zbrojnej (niemieckie: Polnische Wehrmacht) i postanowił w jej skład włączyć Legiony. Wymagał też złożenia przysięgi na wierność cesarzowi Niemiec Wilhelmowi II, na co Józef Piłsudski odpowiedział apelem o jej bojkot. Część legionistów, głównie żołnierze i podoficerowie, została zesłana do Szczypiorna pod Kaliszem, na granicy Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Poznańskiego. Tam znajdował się obóz przejściowy dla jeńców wojennych nr 5, do którego z czasem zaczęli trafiać ci, którzy odmówili służyć cesarzowi. W lipcu 1917 roku dotarł pierwszy transport legionistów z I Brygady. Jak wspominał w "Pismach Zbiorowych" Piłsudski, "kwiat polskiego wojska został osadzony i skazany na bezczynność w Szczypiornie". Łącznie - ponad 3000 żołnierzy. Półmrok w ziemiankach, żaby, kijanki i ślimaki na obiad Warunki obozowe były bardzo ciężkie, już samo położenie tego terenu robiło straszne wrażenie. Szczere pole, bez drzew, za to otoczone drutem kolczastym. Wewnątrz - baraki, do połowy znajdujące się w ziemi, przez co nazywane później ziemiankami. W trakcie dnia panował wewnątrz półmrok. "Na pierwszy rzut oka wyglądało to jak budy dla psów" - opisywała Aleksandra Piłsudska, druga żona Józefa, która w Szczypiornie była internowana w 1916 roku za "uprawianie agitacji za werbunkiem do organizacji nielegalnej, znanej pod nazwą POW". Wewnątrz baraków zbierała się woda po opadach, fatalne było jedzenie, a kuchnię obozową nazywano "żabodajnią". Bo do zup Niemcy, zamiast mięsa, dodawali ślimaki, kijanki i żaby. W tych warunkach istotne stało się nie tylko poprawienie warunków bytowych, ale także zapewnienie codziennego programu edukacyjnego oraz aktywności sportowych dla popadających w marazm żołnierzy. I tak się stało, a elementem tego była gra sportowa polegająca na rzucaniu szmacianką do dwóch bramek. Zwłaszcza, że nagrodami podczas takich zawodów były np. wędliny albo... papierosy. "Zasady tej gry różnią się od używanych w footballu, są ciekawsze" Teorii, skąd wzięło się rzucanie piłką na dużym boisku, jest jednak kilka. Pierwsza głosiła, że to oficerowie niemieccy w wolnych chwilach rzucali piłkę do bramki na boisku, więc legioniści poszli w och ślady. Druga, że to major, a późniejszy generał Stanisław Grzmot-Skotnicki oraz kapral Antoni Jarząbek. Na pewno jednak Grzmot-Skotnicki, zanim został wywieziony do Niemiec, był głównym inicjatorem zmagań. Kronikarz obozowego życia, Ludwik Dudziński, pisał tak: "Nasi sportowcy wykombinowali niedawno nową grę w piłkę. Zasady tej gry różnią się od używanych w footballu, są ciekawsze i rozwijają równomiernie całe ciało, podczas gdy w footballu pracuje się przeważnie nogami". Szmacianka między tyczkami - międzynarodowe mecze w obozie Grano piłką, która jednak z piłką niewiele miała wspólnego. Nazwana przez Broniewskiego "szmacianką" w rzeczywistości była wykonana przez żołnierzy ze szmat. Nie było więc kozłowania piłki, jak dzisiaj, ale bieganie, podawanie i rzucanie między dwie tyczki."(...) w ciągu dnia koledzy biegali za szmacianką, zabawa ta podbiła ich serca całe dnia, zapominając że są internowani. A wieczorami "legiony" prześpiewały żołnierskie pieśni i wznosili na cześć Marszałka okrzyki..." - pisał Broniewski. Z czasem zaczęły się odbywać mecze "międzypaństwowe", pomiędzy jeńcami z różnych krajów. Spory rozstrzygał żołnierz najstarszy stopniem. I jeszcze ważna rzecz - rywalizacja odbywała się na bosaka! Niektórym legionistom zabrano wcześniej buty, w obozie poruszali się w drewniakach, zwanymi pontonami. A ci, którzy buty mieli, woleli je oszczędzać. Rzucano więc szmaciankę, bo kopać, w błocie, jej się nie dało. W takich warunkach rodziła się więc dyscyplina, która dziś w kraju ma setki tysięcy miłośników, w Kielcach jest jeden z najlepszych zespołów klubowych świata, a reprezentacja Bogdana Wenty potrafiła zebrać przed telewizorami kilka milionów osób.