W pierwszym meczu kontrolnym drużyna ŁKS przegrała 1-3 z GKS Bełchatów. Do przerwy, kiedy zmierzyły się dwie najsilniejsze jedenastki, prowadził beniaminek Ekstraklasy. Po prostopadłym podaniu Saganowskiego z głębi pola sytuację sam na sam wykorzystał Mięciel. Podobnych zagrań było więcej, bo współpraca pomiędzy tą dwójką w premierowym sparingu wyglądała naprawdę obiecująco. - Nie ukrywam, że bardzo wierzę w ten duet. Mam nadzieję, że będzie szło im coraz lepiej i odpowiednią skuteczność potwierdzą również w Ekstraklasie - mówi Andrzej Pyrdoł, trener łodzian. W minionym sezonie szkoleniowiec ŁKS preferował ustawienie z jednym napastnikiem. Na szpicy grał Mięciel, który zdobył trzynaście bramek. To on był jednym z głównych autorów awansu do Ekstraklasy. W najwyższej klasie rozgrywkowej łodzianie mają grać jednak dwójką z przodu. Po pierwsze, drużyna straciła dwóch kreatywnych piłkarzy - Jakuba Koseckiego i Krzysztofa Mączyńskiego. Po drugie, i najważniejsze, Mięciel z Saganowskim mają zbyt duże nazwiska, aby siedzieć na ławce w zespole beniaminka. Tym bardziej, że o tego drugiego bardzo długo zabiegali Tomasz Wieszczycki i Tomasz Kłos, odpowiedzialni w ŁKS za transfery. - Tak doświadczony napastnik, taka osobowość znacząco podniesie poziom zespołu - nie ma wątpliwości Kłos. - Gdy dorzucimy do niego Marcina Mięciela, wychodzi nam superatak. Aż strach się bać.