Jest taki dowcip. Ronaldo mówi: "Bóg mnie zesłał na Ziemię, żebym pokazał światu, jak się gra w piłkę nożną". Słyszący te słowa Leo Messi zamyśla się i odpowiada: "Hmm... Przecież nikogo nie zsyłałem". Wbrew temu żartowi, a także mimo całego geniuszu filigranowego Argentyńczyka, jego wielkość polega na tym, że pozostaje sobą - prostym chłopakiem, który uwielbia biegać z piłką przy nodze. A te 31 mln euro, które co roku wpływa na jego konto (z kontraktu z Barceloną i umów reklamowych), jest przy okazji i on o tym w ogóle nie myśli. Poza boiskiem najbardziej szczęśliwy czuje się w takich miejscach, jak Manhattan, gdzie ludzie żyjący zupełnie innym futbolem mijają go jak zwykłego przechodnia i nikt nie chce wspólnego zdjęcia, czy autografu. Z naturalnym, a nie udawanym zdziwieniem, w styczniu odebrał "Złotą Piłkę" dla najlepszego piłkarza. Dobrze wiedział, że media wręczyłyby ją chętniej jego klubowym kolegom - Xaviemu, bądź Andresowi Inieście, którzy święcili triumfy nie tylko z Barceloną, ale przede wszystkim z reprezentacją Hiszpanii sięgnęli po mistrzostwo świata. "Chciałem wznieść toast za Xaviego i Andresa, którzy zapracowali na tę nagrodę i zasłużyli na nią nie mniej, niż ja" - powiedział z lampką szampana w dłoniach na pokładzie samolotu wiozącego piłkarzy Barcy z Zurychu. Jego koledzy siedzieli na pokładzie obok wypomadowanych dziewczyn, czy narzeczonych. On siedział razem z mamą. O miano najlepszego i najpopularniejszego piłkarza świata z Messim rywalizuje od dawna as ataku Realu Madryt - Cristiano Ronaldo. Sęk w tym, że Portugalczyk bardzo pragnie tego splendoru, a Leo po prostu lubi grać w piłkę, a laury same przychodzą. W 2008 roku piłkarski świat padał na kolana przed Ronaldo w związku z faktem, że Portugalczyk strzelił dla Manchesteru United 42 gole. Rok później przeniósł się do Realu. W tym sezonie Leo Messi rozegrać może jeszcze siedem spotkań (dwa w Lidze Mistrzów i pięć w Primera Division), ale choćby w nich nie trafił do siatki ani razu, to i tak ma już fenomenalny wynik: w 50 meczach zdobył 52 gole dla "Dumy Katalonii" (31 w Primera Division, siedem w Pucharze Króla, 11 w Lidze Mistrzów i trzy w Superpucharze Hiszpanii). Boisko, stadion, szatnia - to nie wszystkie sfery, za które się rozlicza piłkarskiego idola. Cristiano Ronaldo w pewnym momencie przestał się rozwijać sportowo, a zaczął sprawiać wrażenie nadętego gwiazdora, któremu pieniądze i sława przewróciły w głowie. Portugalczyk ma już na koncie takie wyskoki, jak wynajęcie na całą noc prostytutek, których opowieści poruszyły całą Anglię. "Spałam z około 200 klientami i żaden nie okazał mi takiego braku szacunku. Nie interesowały ich (z Ronaldo byli jego koledzy z MU - Anderson i Nani - przyp. red.) nasze uczucia, nawet się nie odzywali. Układali nas tylko w pozycjach, jakie im najbardziej odpowiadały'' - zwierzała się bulwarówkom jedna z nich. To zdarzenie sprzed czterech lat, a ostatnio, po meczu Osasuna - Real, na Ronaldo skarżył się piłkarz gospodarzy Walter Pandiani: - Jemu już całkiem odbiło. Podszedł do mnie i z uśmieszkiem wysyczał: "Zamknij gębę. Nie masz się co równać ze mną. Ile ty w ogóle zarabiasz, frajerze?" Ronaldo w boiskowej sprzeczce podniósł argument zarobków wiedząc, że z 27,5 mln euro rocznych wpływów ustępuje tylko Messiemu. O małym wzrostem, ale wielkim sercem Argentyńczyku nie znajdziecie tego typu informacji. Udział w ekscesach, prostytutki, czy alkohol - to igrzyska nie dla niego. Gdy Ronaldo w 2007 roku zabawiał się z dziewczynami do wynajęcia, Messi zakładał Fundację Leo Messiego, która finansuje opiekę zdrowotną i edukację dzieci z nizin społecznych. - Bycie sławnym ma wiele wad, ale ma jedną ważną zaletę - daje mi szansę, by nieść pomoc ludziom, którzy jej naprawdę potrzebują, szczególnie dzieciom - powiedział Argentyńczyk. Zobacz jak Messi wznosił toast za Xaviego i Iniestę: Dyskutuj na blogu Michała Białońskiego