Po hat-tricku na Estadio Vicente Calderon przed kamery popędzili i trafili na łamy prasy zwolennicy Portugalczyka, choć ostatnia kolejka Primera Division nie tyle dowiodła czyjejś wyższości, ile po prostu doskonale zobrazowała różnicę pomiędzy Messim i Cristiano. Gwiazdor Realu Madryt przez większość sezonu miał problemy z wystrzeliwaniem swoich słynnych "tomahawków" czy "spadających liści" - oddawaniem strzałów, po których piłka podąża po bardzo złośliwej trajektorii - nabiera wysokości, po czym, nie tracąc prędkości, zdradliwie opada; od kilku tygodni Ronaldo słynne strzały znów wychodzą, w prestiżowych derbach Madrytu zdobył w ten sposób dwa gole. Messi w meczu z Getafe trafił do siatki, przy dwóch kolejnych golach Barcelony asystował, poza tym mijał rywali w dryblingach i rozgrywał. Messi i Ronaldo różnią się tak bardzo, że jednoznaczne wskazanie lepszego z tej dwójki jest niemożliwe. Wszystko zależy od kryteriów, które przyjmie się podczas oceny. Jeśli ktoś ceni siłę strzałów, grę głową, sztuczki techniczne i warunki fizyczne, dla niego królem boisk będzie Ronaldo. Ten, kto preferuje zwinność, dryblingi z piłką przyklejoną do nogi i błyskotliwe podania, bardziej zachwyci się Messim. Po samych bramkach, których oboje strzelają mnóstwo i na wiele sposobów, rozstrzygnąć nie sposób. Wybór pomiędzy Messim i Ronaldo będzie zawsze wyborem preferowanego sposobu gry i własnej wizji futbolu oraz definicji piłkarza doskonałego. Albo czynników pozasportowych - niektórzy wolą dumnego Ronaldo, który nie ukrywa, że nie stroni od uciech doczesności, inni skromnego Messiego, kreowanego na ascetę. Ronaldo wygrywa głównie mięśniami i wyszlifowanymi na treningach zagraniami, Messi - głową. Portugalczyk, ze swoją "obsesją doskonałości" (jak głosi polski tytuł jego biografii), wyrażaną na treningach, na których musi dźwigać tony ciężarków i dziesiątki razy poprawiać strzały, prawdopodobnie zdominowałby większość indywidualnych sportów. Messi mógłby z powodzeniem swój umysł - pozwalający mu w ułamku sekundy analizować sytuację na boisku i wybrać rozwiązanie najlepsze z możliwych - poświęcić problemom nauki. Pewnie doliczyłby wtedy do nieskończoności albo sformułował "teorię ostateczną". Amerykański uczony Daniel Dennett, wyjaśniając, w jaki sposób dobór naturalny promował rozwój funkcji poznawczych, zaproponował interesująca klasyfikację organizmów ze względu na ich stopień rozwoju umysłowego. Na najniższym stopniu hierarchii znajdują się "istoty darwinowskie" (na cześć Karola Darwina) - organizmy obdarzone zmysłami, ale niezdolne do nauki. Potrafi one przewidywać najbliższą przyszłość - dostrzegają zagrożenia, na które mogą reagować. Ewolucja zaprogramowała je w sekwencje czynności niezbędne do przetrwania i rozmnażania się (tzw. tropizmy). Jak na przykład termity, które pchają przed sobą gliniane kulki, aż samoistnie powstanie z nich monumentalny kopiec, którego nie zaprojektował żaden architekt. Wyżej znajdują się "istoty skinnerowskie" (od Barrhusa Skinnera), które potrafią uczyć się przez warunkowanie - działanie, za które dany organizm otrzymał nagrodę, będzie częściej powtarzane, zaś zachowanie ukarane będzie unikane. Takie organizmy mogą się nauczyć, że nie należy zbliżać się do ognia, bo parzy, nauczą się też, gdzie najlepiej szukać pożywienia. Od "zaprogramowanych" istot darwinowskich są bardziej elastyczne w zachowaniu, więc radzą sobie w bardziej niekorzystnych warunkach. Wadą nauki przez warunkowanie jest jej czasochłonność. Zachowanie musi być wielokrotnie nagrodzone, by zwierzę nauczyło się je powtarzać. "Istoty popperowskie" (od Karla Poppera) - nie muszą tracić czasu na naukę, bo same mogą tworzyć hipotezy na temat własnych zachowań, analizować je w umysłach i działać inteligentnie w zupełnie nowych okolicznościach; potrafią skutecznie improwizować. Istota skinnerowska nauczy się, że przez pewien strumyk nie zdoła przeskoczyć, dopiero gdy kilka razy nieprzyjemnie zamoczy sobie ogon. Istota popperowska za pierwszym razem wyliczy, że woda jest za szeroka i nie ma sensu narażać się na zmagania z rwącym nurtem. Gdyby przełożyć tę klasyfikację na świat futbolu, Ronaldo można by nazwać najlepszą piłkarską istotą skinnerowską. Wszystkie jego fenomenalne zagrania wydają się wytrenowane - w pewnym sensie wyuczone warunkowaniem. Messi zajmuje poziom istot popperowskich. Na boisku szybciej myśli, bazuje przede wszystkim na swoim umyśle, nie na wyćwiczonych mięśniach czy wytrenowanych "spadających liściach". Oczywiście - to wszystko znaczna idealizacja. Ronaldo też podejmuje błyskotliwe decyzje, a Messi bez tysięcy godzin żmudnego treningu nie panowałby w aż takim stopniu nad piłką i nie miał takiego przyspieszenia. Ale co innego wydaje się ich najgroźniejszą bronią. Dlatego geniuszem można nazwać Messiego - bo nad rywalami góruje głową; Ronaldo - mistrzem, bo w swoich wyćwiczonych zagraniach osiągnął poziom perfekcji. W jadłospisie niejednej istoty skinnerwoskiej znajdują się istoty popperowskie - w przyrodzie nierzadko wygrywają kły i pazury, a nie lotne umysły. Podobnie bywa na boisku. W tej metaforze nie chodzi o zdefiniowanie "piłkarza doskonałego", a o zobrazowanie tego, w jak fundamentalny sposób różnią się od siebie Ronaldo i Messi. Gdyby konsekwencje tej różnicy dostrzegali wszyscy działacze, trenerzy, zawodnicy, kibice i dziennikarze, fora internetowe świeciłyby pustkami, a niejedna gazeta sportowa mogłaby zmniejszyć liczbę stron o jedną trzecią. Pozostałe dwie trzecie ciągle zajmowałyby równie twórcze dyskusje o wyższości Realu Madryt nad Barceloną oraz Jose Mourinho nad Pepem Guardiolą. Drużyna 33. kolejki Primera Division według INTERIA.PL: Jedenastka kolejki: Fabricio (Betis) - Alberto Lora (Sporting), Federico Fazio (Sevilla), Jordi Alba (Valencia)- Emilio Nsue (Mallorca), Marcos Senna (Villarreal), Raul Garcia (Osasuna), Sofiane Feghouli (Valencia) - Cristiano Ronaldo (Real Madryt), Alvaro Negredo (Sevilla), Alexis Sanchez (Barcelona) Ławka rezerwowych: Andres Palop (Sevilla), Sergio Busquets (Barcelona), Hernan Perez (Villarreal), Jesus Navas (Sevilla), Markel Susaeta (Bilbao), Chori Castro (Mallorca), Leo Messi (Barcelona) Nagroda im. deja vu - Giuseppe Rossi. Po 6-miesięcznej przerwie w treningach spowodowanej zerwaniem więzadeł w kolanie prawej nogi Rossi wrócił do treningów, by natychmiast ponownie zerwać więzadła w kolanie prawej nogi. Kolejne pół roku rehabilitacji, Euro 2012 obejrzane w telewizji i kolejny zmarnowany rok wspaniale zapowiadającej się kariery.