Deresz to bardzo utytułowana zawodniczka, mająca na koncie sześć medali mistrzostw Europy w dwójce podwójnej wagi lekkiej. Sukcesy osiągała m.in. z Joanną Dorociak i Martyną Mikołajczak, ale pierwsza z nich zrezygnowała z uprawiania sportu, druga z kolei próbowała sił w kategorii ciężkiej. Ubiegłoroczny mariaż z Katarzyną Wełną okazał się jednak nieudany, bowiem w mistrzostwach świata duet zajął odległe, 15. miejsce. Od niespełna roku razem z Kanadyjką, ale mającą polski paszport Jaclyn Halko chce powalczyć o kwalifikację na igrzyska w Tokio. Poznań jest pierwszym przystankiem w drodze do celu. "Na wodzie spotkałyśmy się po ośmiu latach przerwy, ale poza torem normalnie miałyśmy kontakt" - wspomniała Deresz. Osadą zaopiekował się doświadczony szkoleniowiec Przemysław Abrahamczyk. "Wspólne przygotowania zaczęliśmy w grudniu, ale nie obyło się bez małych turbulencji. W marcu nie wróciłyśmy z całą grupą ze zgrupowania w Portugalii, tylko zostałyśmy dłużej. To była dobra decyzja, mogłyśmy doszlifować elementy techniki. Potem +covid+ nas rozdzielił na dwa miesiące, a od lipca na nowo wspólnie trenujemy" - opowiadała. Zawodniczki, które od tego roku reprezentują barwy Posnanii, z powodzeniem rozpoczęły mistrzostwa Europy. W swoim pierwszym starcie były drugie, co pozwoliło im na uniknięcie repasażu i bezpośredni awans do półfinału. Po zaciętym finiszu o 0,13 sekundy pokonały trzecie na mecie Białorusinki. "Miałyśmy w swoim wyścigu osady z najwyższej półki, ścigałyśmy się z mistrzyniami i wicemistrzyniami Europy, a więc topowa stawka. Cieszymy się, że udało nam się zmieścić w tej czołowej dwójce, ale jutro będzie tak samo +ciasno+" - opowiadała na mecie Deresz. Jej zdaniem, trudno jeszcze oceniać, jaki wynik mogą osiągnąć w Poznaniu. Dla wszystkich uczestników, to pierwsza i jedyna międzynarodowa impreza w tym wyjątkowym sezonie. "To jest w ogóle taka odrealniona sytuacja, bo mamy październik, a my mamy pierwsze w tym roku międzynarodowe regaty i pierwszy raz spotykamy się z całą międzynarodową czołówką. Stoi się obok mistrza i wicemistrza świata, a nikt nie wie, na co kogo stać. W związku z epidemią mieliśmy różne warunki przygotowań. Po pierwszych startach widać jednak, że te topowe załogi są świetnie przygotowane, te najlepsze osady do mety jechało równo, to znaczy, że jutro będzie gorąco. O to jednak chodzi w sporcie, żeby ścigać się do ostatniego metra" - podkreśliła. Jak dodała, wciąż poznaje się z nową-starą partnerką, ale piątkowy wyścig napawa optymizmem. "Jesteśmy fizycznie super przygotowane, a technicznie - różnie bywa. Brakuje nam jeszcze stabilności w tej jeździe. Dziś +wyszedł+ nam ten bieg, to było dobre wiosłowanie i myślę, że potrafimy się zmotywować na starty. Tu nie tylko zdrowie decydowało, ale także umiejętności techniczne i zimna głowa. Była duża fala, silny wiatr i trzeba było pojechać mocno, ale też tak, żeby się nie pogubić" - tłumaczyła. Ostrożnie ocenia szanse swojej osady, tym bardziej, że w konkurencji dwójek podwójnych wagi lekkiej liczy się przede wszystkim Europa. "Do finału jeszcze daleko, chcemy awansować do finału i miejsce w pierwszej trójce będzie sukcesem. A w finale wszystko jest możliwe. W Poznaniu, w naszej konkurencji mamy praktycznie mistrzostwa świata. Z czołowej ósemki z ubiegłego roku, mamy tu siedem osad, a brakuje tylko Nowej Zelandii" - podsumowała. W piątek po południu w kilku konkurencjach rozegrano repasaże z udziałem dwóch polskich reprezentantów. W jedynce Natan Węgrzycki-Szymczyk wygrał swój wyścig i w sobotę wystąpi w półfinale. Z kolei w jedynce wagi lekkiej Łukasz Sawicki był piąty, ostatni w swoim biegu i pozostanie mu walka w finale C, czyli o lokaty 13-18. Na Torze Regatowym Malta rywalizuje blisko 700 zawodników z 31 krajów. Polska federacja wystawiła 11 osad. W sobotę odbędą się półfinały i repasaże, a finały we wszystkich konkurencjach zaplanowano na niedzielę. autor: Marcin Pawlicki