Na inaugurację "Biało-czerwoni" ulegli broniącym tytułu Niemcom 0:3. W niedzielę wieczorem (godz. 19.00) Polacy zagrają jeszcze z Chorwacją - aby awansować do ćwierćfinału gospodarze zawodów muszą wygrać 3:0 (w sobotę Chorwacja pokonała Słowację 3:1), ale w to chyba sami nie wierzą. Zdecydowanie bardziej prawdopodobnym scenariuszem jest rywalizacja w poniedziałek o miejsca 9-16. Polscy pingpongiści byli faworytem konfrontacji ze Słowacją, w której składzie zabrakło Thomasa Keinatha, sklasyfikowanego na 77. miejscu na liście światowej. Niemiec z urodzenia, który z Larsem Hielscherem zdobył wicemistrzostwo Europy w deblu w 2000 roku, a trzy lata wcześniej, z drużyną, m.in. ze słynnym Joergiem Rosskopfem, zajął czwarte miejsce w mistrzostwach świata w Manchesterze. Później coraz trudniej było mu znaleźć się w kadrze Niemiec, dlatego skorzystał z propozycji i gra od 2007 roku w barwach Słowacji. Uraz pleców spowodował, że w Ergo Arenie jeszcze nie wystąpił, w składzie Słowaków nie ma też Michala Bardona, który zdobywa doświadczenie w Lidze Mistrzów. Personalnie rywale byli dużo słabsi, ale nie nazwiska grają przy stole. Przekonał się o tym Wang Zeng Yi, który w inauguracyjnej potyczce gładko uległ sklasyfikowanemu 100 pozycji niżej w rankigu ITTF Erikowi Illasowi (Polak plasuje się pod koniec pierwszej setki, przeciwnik - drugiej). "Wandżi" nie poradził sobie też z Lubomirem Pistejem, który wygrał także z Jakubem Kosowskim. - Z pewnością większa odpowiedzialność spoczywa na mnie, bo byłem wystawiony na dwie gry i obie przegrałem. Ale przecież nie sam zawaliłem mecz, bo rywalizujemy w drużynie, a nie indywidualnie - powiedział Wang, który - podobnie jak w superlidze - zakłada okulary. Kosowski przegrał z Pistejem dwa sety, ale w trzecim kontrolował sytuację. W czwartym prowadził już 8:5 i 10:8, ale nie wykorzystał łącznie aż czterech setboli. - Brakuje mi ogrania i stąd wynikają problemy z przeciętnymi zawodnikami. Oczywiście, nie mówię o Timo Bollu, ale w niedzielne południe było widać, że nie idzie mi gra tak, jak bym chciał - przyznał. Nadzieje na uratowanie wyniku odżyły w trzecim spotkaniu, choć i Daniel Górak mógł po dwóch partiach przegrywać z Peterem Seredą 0:2. W końcówce drugiego przełamał rywala, a klasę pokazał w następnym gdy przy stanie 5:9 zdobył sześć punktów z rzędu. W czwartym znów przegrywał 3:6, by po kilku świetnych akcjach wyprowadzić na 8:6 i wreszcie 11:7. Ale to był jednak krótkotrwały zryw biało-czerwonych. Zupełnie inaczej było w 2008 roku, gdy Górak, Wang i Kosowski w DMŚ w Kantonie pokonali 3:0 Słowację (Keinatha, Pisteja i Bardona). Polska - Słowacja 1:3 Wang Zeng Yi - Erik Illas 0:3 (6:11, 3:11, 9:11) Jakub Kosowski - Lubomir Pistej 1:3 (9:11, 10:12, 11:7, 12:14) Daniel Górak - Peter Sereda 3:1 (9:11, 13:11, 11:9, 11:7) Wang Zeng Yi - Lubomir Pistej 1:3 (12:10, 7:11, 8:11, 9:11)