"Biało-czerwoni", w składzie: Adam Skrodzki (AZS AWF Katowice), Marcin Koniusz (MKS Fortis Sosnowiec), Damian Skubiszewski (TMS Sosnowiec) i Michał Kosman (AZS AWF Warszawa), rozpoczęli rywalizację od 1/8 finału i meczu z Francuzami, który przegrali 43:45. Następnie w spotkaniach o miejsca 9-12 najpierw ulegli Białorusinom 34:45, by w pojedynku o 11. lokatę pokonać Hiszpanów 45:32. Był to ostatni występ polskich szermierzy w tegorocznych ME. Wrócą oni ze stolicy Chorwacji z czterema medalami. Srebrny wywalczyła drużyna florecistów, a brązowe szablistka Aleksandra Socha oraz władający szpadą Renata Knapik i Krzysztof Mikołajczak. Przed rokiem w Legnano "Biało-czerwoni" zdobyli dwa medale brązowe. - Zawsze może być lepiej, ale jestem bardzo zadowolony z występu naszych zawodników. Przed ME mówiłem, że każdy medal biorę w ciemno, a dostałem cztery, więc trudno narzekać. Żałuję, że żaden z nich nie jest złoty, bo takiego spektakularnego sukcesu nasza dyscyplina bardzo potrzebuje - powiedział prezes Polskiego Związku Szermierczego (PZS) Adam Konopka. Jego zdaniem, trafną decyzją była wymiana trzech z sześciu trenerów kadr narodowych. - Nie wszystkim w środowisku te zmiany się spodobały, ale wydaje się, że wszystkie się sprawdziły. Z drugiej strony trudno wymagać cudów po trzech miesiącach pracy - dodał. Jak podkreślił, teraz ważne będzie odpowiednie przepracowanie półtora miesiąca dzielące ME od mistrzostw świata. - To dość nietypowa sytuacja, że dwie wielkie imprezy dzieli tak krótki okres. Nie ma mowy o budowaniu formy od nowa. Trzeba mądrze wykorzystać ten czas, nie zmarnować pracy wykonanej do tej pory, bo jak pokazują wyniki z Zagrzebia, trenerzy i zawodnicy stanęli na wysokości zadania - podsumował Konopka.