Organizatorzy odetchnęli z ulgą. Do Innsbrucku, który leży tuż przy granicy z Niemcami na każdy mecz przyjeżdża kilka tysięcy niemieckich kibiców, którzy szczelnie wypełniają Olympiahalle, a między meczami wydają w mieście pieniądze. Ci, którzy oglądali mecz ze Szwecją wystawieni byli jednak na ciężką próbę nerwów. Mimo że ich "siódemka" prowadziła niemal przez całe spotkanie, to zwykle minimalnie, a najwyżej czterema bramkami na początku drugiej połowy (23:19). Szwedzi mieli mnóstwo okazji by doprowadzić do remisu i wyjść na prowadzenie, ale grali bardzo nieskutecznie. Wszystkie okazje zawdzięczali kapitalnie spisującemu się bramkarzowi Mattiasowi Anderssonowi, ale zaprzepaścili jego dorobek. Po końcowym gwizdku Niemcy cieszyli się jakby zdobyli mistrzostwo świata, a tymczasem do fazy głównej awansowali ledwie z jednym punktem (za remis ze Słowenią). Równie dramatyczne było spotkanie Francji z Hiszpanią zakończone remisem 24-24. Obie drużyny od niedzieli będą rywalami Polaków w drugiej rundzie mistrzostw. Hiszpanie zaczną ją z dorobkiem 3 punktów. Punkty Francuzów zależeć będą od wyniku meczu Czechów z Węgrami, rozgrywanego równolegle do pojedynku Polaków ze Słowenią. Leszek Salva, Innsbruck