Co się stało, że pojedynek z Holandią tak wyglądał? Przecież polskim zawodniczkom umiejętności nie brakuje, a w pierwszych dwóch setach dominacja "Pomarańczowych" była niepodważalna. Trzeci set pokazał, że można było z zespołem prowadzonym przez Avitala Selingera podjąć walkę. - Wyszłyśmy na ten mecz spięte - mówiła libero polskiej reprezentacji Mariola Zenik. Sparaliżowane "Biało-czerwone" Rzeczywiście, Polki wyglądały na sparaliżowane i nawet wspaniały doping 13 tysięcy kibiców w łódzkiej Atlas Arenie nie pomógł opanować nerwów. Trudno nie odnieść wrażenia, że w głowach Anny Barańskiej i jej koleżanek tkwiły dwie niedawne porażki z holenderskim zespołem. Wrażenie na naszych siatkarkach wywarł zapewne także styl w jakim Holenderki rozprawiły się z Chorwatkami i Hiszpankami, nie pozostawiając rywalkom złudzeń, kto jest lepszy. Holenderki potwierdziły w meczu z Polkami, że są zespołem bardzo mocnym. Świetna organizacja gry, znakomita współpraca bloku z obroną i atak. W tym elemencie "Pomarańczowe" biły nasze na głowę. Niebezpieczeństwo groziło gospodyniom mistrzostw nie tylko ze strony największej gwiazdy Manon Flier, ale praktycznie z każdej strefy boiska. Świadczą o tym pomeczowe statystyki. Aż trzy Holenderki zdobyły 10 lub więcej punktów, a Debby Stam i Ingrid Visser niewiele zabrakło, żeby osiągnąć tę barierę. Dla porównania, w naszej drużynie najlepiej punktującą zawodniczką była Joanna Kaczor - 9 "oczek". Nikt by pewnie nie miał pretensji do Polek za porażkę z jednym z faworytów czempionatu Starego Kontynentu, gdyby "Biało-czerwone" podjęły walkę i ze wszystkich sił starały się uprzykrzyć życie przeciwniczkom. Zaangażowania, determinacji jednak zabrakło i to musi budzić niepokój przed drugą rundą mistrzostw Europy. Uwaga na Belgię .... Nie wszystko jeszcze stracone. Awans do upragnionej strefy medalowej jest w dalszym ciągu możliwy. Trzeba spełnić tylko jeden warunek - wygrać trzy kolejne mecze. Nie będzie to jednak zadanie łatwe. Pierwszymi rywalkami Polek w drugiej rundzie będą Belgijki. Ten zespół już napędził stracha naszym siatkarkom w Rzeszowie podczas turnieju kwalifikacyjnego do mistrzostw świata. Podopieczne Jerzego Matlaka wygrały wówczas po dramatycznym meczu 3:2. Belgijki to młody i nieobliczalny zespół, który czyni stałe postępy. Przekonały się o tym Rosjanki. Aktualne mistrzynie świata w meczu grupy C ME męczyły się z nimi, ale ostatecznie wygrały w pięciu setach. Nie ma dwóch zdań, że trzeba na ten zespół bardzo uważać. ... i na "Sborną" Kluczowy w kontekście awansu "Biało-czerwonych" do półfinału wydaje się mecz środowy, kiedy po drugiej stronie siatki staną Rosjanki. "Sborna" od lat jest zaliczana do światowej czołówki. Siatkarki tej drużyny mają świetne warunki fizyczne. Ich największymi atutami jest siła ataku i wysoki, szczelny blok, przez który trudno się przebić. Słabością jest gra w obronie. - Musimy postarać się wykorzystać fakt, że nie są perfekcyjnie zgrane we wszystkich formacjach. W tym widzę naszą szansę - ocenił trener Matlak. Rosjanki pod presją popełniają błędy. Problem jednak w tym, czy Polki będą w stanie przycisnąć je do muru. W sytuacjach zagrożenia "Sborna" stosuje jedną, sprawdzoną metodę - niemal wszystkie piłki kierowane są Jekateriny Gamowej. Mierząca 202 cm wzrostu zawodniczka myli się niezwykle rzadko i w pojedynkę potrafi przechylić szalę zwycięstwa na korzyść swojego zespołu, tak jak to miało miejsce w spotkaniu z Belgią. Ostatnim rywalem Polek w tej fazie turnieju będzie reprezentacja Bułgarii. Zespół bez wielkich gwiazd, ale prezentujący solidny poziom. Na pewno nie można Bułgarek zlekceważyć, gdyż może się to skończyć bardzo źle. - W drugiej fazie postaramy się zagrać dużo lepiej - stwierdziła kapitan reprezentacji Polski Anna Barańska. Oby tak się stało, bo teraz każdy mecz będzie z gatunku tych o wszystko. Robert Kopeć, Łódź CZYTAJ RÓWNIEŻ: Trener Matlak: Żadnych cudów, ani kuglarstwa KACZOR: Przed nami kluczowe mecze