- Mam nadzieję, że zespół będzie grał tak jak przeciwko Chorwacji albo jeszcze lepiej. Sobotni mecz był dla mnie i dla zespołu takim miernikiem wartości. Przeciwnik może nie stawiał wielkiego oporu, to jednak graliśmy konsekwentnie zagrywką i blokiem. Jeżeli będziemy grali tak dalej, to wszystko przed nami. Oby nie było powrotu do takich chwil, jakie były w starciu z Hiszpanią, gdzie wszyscy wychodzili z tego zwycięskiego meczu zdegustowani i trochę rozczarowani - dodał szkoleniowiec "Biało-czerwonych". Zebranych dziennikarzy interesowało, jakich magicznych słów użył Matlak, że zespół przeszedł metamorfozę. - One nie oczekują od mnie cudów, które nagle je przemienią z zespołu grającego jak z Hiszpanią, w zespół grający tak jak z Chorwacją. Staram się zachować jak najwięcej normalności. Wiele osób zarzuca mi, że nie potrafię w jakiś sposób grać roli, tylko próbuję z tym zespołem uczciwie pracować. Nie ma co dziewczyn brać pod włos, nie ma co picować. Same wiedzą, jak zagrały z Hiszpanią i co trzeba zrobić, żeby wyglądało to zdecydowanie lepiej. Moja rola jest tylko taka, żeby w pewnym momencie pomóc im podnieść głowy. W piątek wróciliśmy do hotelu tuż przed północą, więc rozmów wielkich nie było. Dziewczyny miały ciężki problem z zaśnięciem. W sobotę trenowaliśmy tylko godzinę. Oczywiście rozmawialiśmy, ale żadnych magicznych słów nie używałem - podkreślił doświadczony szkoleniowiec. W niedzielę Polki czeka ostatni mecz pierwszej fazy turnieju. Po drugiej stronie siatki staną mocne Holenderki. - W tym sezonie Holenderki prezentują się bardzo, bardzo solidnie. Jeżeli zagrają tak z nami, to rzeczywiście będziemy musieli zagrać zdecydowanie lepiej niż z Chorwacją czy Hiszpanią. Przeciwnik, który będzie stał po drugiej stronie siatki, to firma, która nie fuszeruje. Ten zespół pracuje ze sobą pięć lat w niezmienionym składzie, z tym samym trenerem. Na pewno będą wykorzystywały każdy nasz błąd. Musimy myśleć o tym, aby w każdym meczu dać z siebie maksimum sił i umiejętności i cieszyć się, kiedy wystarczy to do zwycięstwa, a nie rozpaczać, kiedy nam nie wyjdzie. Staram się uczyć moje podopieczne normalności. Człowiek często za dużo gada, popisuje się, a trzeba mierzyć siły na zamiary. Może nie wszystkim się to podoba, ale taka droga jest uczciwa. Czasami się mówi, że gramy o złoty medal, ale trzeba mieć do tego taki zespół, który w to uwierzy. My się uczymy ze sobą grać. Pracujemy ze sobą tylko kilka miesięcy i dlatego każde zwycięstwo w tak pięknej hali jest dla nas wielkim przeżyciem - zakończył Matlak. Robert Kopeć, Łódź