23-letni Maszczyk zaprzepaścił szansę zdobycia medalu igrzysk. Tym samym ostatnim polskim pięściarzem, który stanął na podium na olimpiadzie, wciąż pozostaje Wojciech Bartnik zdobywca brązowego medalu w 1992 roku w Barcelonie. To oznacza również, że kolejny Polak może przynajmniej powtórzyć jego sukces po 20 latach przerwy. Maszczyk miał w stolicy Chin idealne losowanie - w pierwszej rundzie wyeliminował Saida Kargbo z Sierra Leone, a w kolejnej pokonał, choć nie bez kłopotów, Jafeta Uutoniego z Namibii. W ćwierćfinale trafił na Barnesa, którego już kiedyś dość łatwo pokonał. Wydawało się, że nic nie przeszkodzi Polakowi w zdobyciu medalu. Po pierwszej rundzie pojedynku Polaka z Irlandczykiem był remis 2:2. W drugiej Barnes zdecydowanie zaatakował i w kilkanaście sekund ze stanu 3:3 zrobiło się 3:7 na niekorzyść Maszczyka. Na domiar złego podopieczny trenera Ludwika Buczyńskiego miał rozbity nos. Maszczykowi wyraźnie brakowało pomysłu na rozegranie walki. Nonszalancko opuszczał ręce, starał się tylko atakować, a zapominał o obronie. Efekt był taki, że od połowy konfrontacji sędziowie nie zaliczyli mu żadnego ciosu. W ostatnich sekundach bezsilny polski bokser już nawet nie miał ochoty walczyć.