W dziesiątej kolejce rozgrywek podopieczni Tony'ego Dungy'ego nie bez problemów pokonali u siebie Buffalo Bills 17-16, stając się pierwszą drużyną w historii ligi, która w dwóch sezonach z rzędu rozpoczęła rozgrywki od dziewięciu kolejnych zwycięstw. W RCA Dome w Indianapolis quarterback gospodarzy Peyton Manning podał na 236 jardów i jedno przyłożenie (do Reggie'ego Wayne'a), ale dwie zgubione piłki przez Colts sprawiły, iż w końcówce Bills (bilans 3-6) mogli przechylić szalę na swoją korzyść. Na 6,5 min przed końcem Rian Lindell spudłował jednak z 41 jardów i Colts utrzymali futbolówkę w swoim posiadaniu już do szczęśliwego finału. - Nie ma łatwych meczów w tej lidze - wyjaśnił szkoleniowiec Colts Tony Dungy. - Każdy tydzień jest ciężki, więc nasz bilans (9-0 - przyp. red.) mówi wiele o naszym zespole. Oczywiście wolałbym wygrać w lepszym stylu, ale mamy swoje dziewiąte zwycięstwo. Przed rokiem Colts wygrali 13 spotkań z rzędu, zanim polegli w starciu z San Diego Chargers. W trwającym sezonie regularnym na drużynę z Indianapolis czekają jeszcze: Dallas Cowboys (wyjazd), Philadelphia Eagles (dom), Tennessee Titans (wyjazd), Jacksonville Jaguars (wyjazd), Cincinnati Bengals (dom), Houston Texans (wyjazd) oraz Miami Dolphins (dom). Za wpadkę przed tygodniem i jednocześnie jedyną - jak do tej pory - porażkę w sezonie zrehabilitowali się futboliści z Chicago (8-1), wygrywając w Nowym Jorku 38-20 z będącymi ostatnio na fali (do niedzieli pięć zwycięstw z rzędu) Giants (6-3). Przełomowym momentem była akcja z początku czwartej kwarty, gdy Devin Hester popisał się 108-jardową szarżą powrotną po niecelnym 52-jardowym field goalu Jaya Feelya. Hester wyrównał w ten sposób rekord NFL ustanowiony zresztą przez jego kolegę z drużyny Nathana Vashera, który zaliczył podobną akcję przed rokiem w starciu z San Francisco 49ers. W Oakland, druga linia defensywy gospodarzy przechwyciła aż trzy podania Jake'a Plummera (210 jardów, 2 TD), ale mimo tego Broncos (7-2) pokonali Raiders 17-13, notując siódme zwycięstwo w ośmiu ostatnich pojedynkach. Raiders (2-7) swoje punkty zdobyli po przyłożeniu LaMonta Jordana oraz uderzeniach Sebastiana Janikowskiego, który strzałem z 55 jardów wyrównał własny klubowy rekord na celny field goal z największego dystansu. Ponadto nasz jedynak w NFL trafił z 20 oraz chybił z 51 jardów (drugie pudło w sezonie) i zapisał na swoim koncie jeden "extra point" po wspomnianym touchdownie Jordana. Minimalną szansę na obronę tytułu, a wcześniej awans do playoffs zachowali Pittsburgh Steelers (3-6), którzy - dzięki rekordowi kariery Willie'ego Parkera (wybiegał 213 jardów i dwa touchdowny) - wygrali u siebie 38-31 z New Orleans Saints (6-3), przerywając serię trzech porażek z rzędu. W zdecydowanie lepszej sytuacji jest drugi uczestnik ostatniego wielkiego finału NFL. Pokonani w Super Bowl XL Seattle Seahawks (6-3) zwyciężyli u siebie rywalizujących z nimi o przodownictwo w NFC West Rams 24-22, fundując ekipie z St. Louis (4-5) czwartą porażkę z rzędu. Zwycięstwo podopiecznych Mike'a Holmgrena zasługuje tym bardziej na uwagę, iż zostało odniesione bez nadal pauzujących z powodu kontuzji Matta Hasselbecka oraz Shauna Alexandra. Zastępujący ich Seneca Wallace (łącznie 191 jardów, dwa przyłożenia i dwie straty) i Maurice Morris (wybiegał 124 jardy) spełnili jednak swoje zadanie, Nate Burleson zdobył touchdown po 90-jardowym "punt returnie", a o zwycięstwie gospodarzy przesądził Josh Brown, kopiąc celnie z 38 jardów na dziewięć sekund przed końcem. - Nie jestem zszokowany, że trafiłem - stwierdził Brown, który "wygrał" sobie i swoim kolegom już trzeci mecz w tym sezonie. - Myślę, że byłbym bardziej zdziwiony, gdybym nie strzelił. Zobacz WYNIKI niedzielnych meczów dziesiątej kolejki