Od roku gra pan w drużynie PFK Sewastopol. Czy tam, na Półwyspie Krymskim, mieszkańcy żyją zbliżającym się finałami Euro 2012? Mariusz Lewandowski: Tym wydarzeniem żyje cała Ukraina, bez względu na region. Nawet na Krymie, choć rzeczywiście to trochę "inny" kraj. Większość terytorium jest autonomiczną republiką (z wyjątkiem Sewastopolu - przyp. red.). To wspaniały region dla turystów, zupełnie inny niż pozostała część Ukrainy. Krym przypomina południe Francji. Rewelacyjny klimat, palmy, szum morza... Jak jednak wspomniałem, nawet tutaj sprawy Euro 2012 są traktowane bardzo poważnie. Rok przed rozpoczęciem finałów Euro 2012 najsłynniejszy ukraiński piłkarz Andrij Szewczenko powiedział, że jego reprezentację - jeśli dopisze szczęście - stać nawet na końcowy triumf. Podziela pan tę opinię? - W piłce nie można niczego wykluczyć. Przecież nikt nie wychodzi na boisko po to, żeby przegrać. Ukraińcy dysponują dużym potencjałem piłkarskim, na dodatek ich reprezentanci mogą ogrywać się w Dynamie Kijów i Szachtarze Donieck, które liczą się na arenie międzynarodowej. Dzięki temu mają większe możliwości niż np. reprezentacja Polski. Jak oceniam szanse Ukraińców? Przed Euro 2004 niewiele osób wierzyło w Grecję, a pamiętamy, że sięgnęła po złoty medal. Myślę, że teraz Ukrainie ciężko będzie osiągnąć taki sukces, ale może być "czarnym koniem" turnieju. Stać ją na sprawienie niespodzianek. A organizacyjnie też zdąży? W Polsce, jak pan zapewnie wie, są poślizgi. Z Gdańska do Warszawy przeniesiono towarzyski mecz z Francją, niepokojące opóźnienia pojawiły się na Stadionie Narodowym. - Ukraińcy sobie poradzą. Choćby dlatego, że jest bardzo silny nacisk ze strony tamtejszych mediów, które podgrzewają atmosferę. I bardzo dobrze. Taka presja pomaga w przygotowaniach, ponieważ nie pozwala spocząć na laurach. Przyznał pan, że Ukraina może być niespodzianką turnieju. A na co stać Polskę? - Bardzo bym chciał, żeby nasza drużyna też zaskoczyła pozytywnie. Dzięki temu można byłoby zmienić zdanie o kadrze narodowej, bo w ostatnich miesiącach klimat wokół niej był kiepski. Plasujemy się nisko w rankingu FIFA. Jest ryzyko, że przed kolejnymi eliminacjami będziemy przydzieleni do dalekiego koszyka, a to oznacza trudnych rywali. Na czym możemy opierać optymizm, jeśli chodzi o kadrę Franciszka Smudy? Czy głównie na fakcie, że jesteśmy współgospodarzami turnieju? - Jeżeli selekcjoner oparł drużynę na młodych "gniewnych" i ambitnych piłkarzach, którzy w pewnym momencie mogą zaskoczyć, to musimy oczekiwać, że tak się stanie. My, starsi, gwarantowaliśmy kadrze pewną stabilność i przewidywalność. Trener dokonał innego wyboru. To są jego decyzje, z których będzie rozliczany. Z racji 67 występów w kadrze jest pan członkiem Klubu Wybitnego Reprezentanta, ale po raz ostatni wystąpił pan z orzełkiem na piersi w 2009 roku. Trener Smuda nie powołuje pana do drużyny narodowej. Myśli pan jeszcze o grze w reprezentacji? - Ten temat zamknął obecny selekcjoner. Tak naprawdę nie mam nic więcej do dodania. Kilkanaście dni temu Sewastopol spadł z ekstraklasy ukraińskiej, o czym przesądziła ostatnia kolejka rozgrywek. Ma pan jeszcze dwuletni kontrakt z tamtejszym klubem. Czy to oznacza, że będzie pan musiał grać w drugiej lidze? - Planują porozmawiać z władzami PFK na temat mojej przyszłości. Mam kilka propozycji, głównie ze wschodniej części Azji. Z Polski też były oferty, ale niezbyt ciekawe. Niewykluczone, że zostanę w Sewastopolu. Z tonącego okrętu się nie ucieka. Chciałbym tutaj pomóc w powrocie do ekstraklasy. Nie zdołaliśmy się utrzymać, ponieważ nie byliśmy gotowi. Drużynie zabrakło zgrania, troszkę szwankowała też organizacja w klubie. Uważam jednak, że ten zespół ma spore możliwości. Obecnie przebywa pan w Polsce. Kiedy wraca pan na Krym? - Za kilkanaście dni wznawiamy treningi. Rozmawiał Maciej Białek