Sajdak wraz z koleżankami z czwórki podwójnej wywalczyła latem w Tokio srebrny krążek. Z Rio de Janeiro w 2016 roku zaś przywiozła brąz. Nie kryje, że emocje związane z tegorocznym startem w igrzyskach, choć minęło od niego już ponad dwa i pół miesiąca, wciąż jej towarzyszą. - Te emocje olimpijskie ewoluują. Na pewno cały czas jest radość, natomiast nasza aktywność się trochę zmienia. Najpierw cały czas się cieszyłyśmy i opowiadałyśmy o tym, co się działo. Było dużo dziennikarzy, dużo wszystkiego. Teraz ta radość zmieniła się w spotkania z dziećmi i z różnymi osobami. Doczekaliśmy się też w końcu Gali Olimpijskiej, która tak pięknie zwieńczyła wywalczenie tego medalu i to, co działo się w Tokio - zaznaczyła. Jak dodała, krążek ten bardzo często nosi ze sobą. - Bo pojawiam się w różnych miejscach. Chwalę się medalem, bo jest czym. Czasem noszę dwa. Tak więc nie jest jeszcze odwieszony na miejsce, ale ono już jest przygotowane. To specjalna rama na ścianie na medale olimpijskie i z zawodów międzynarodowych. Nawet jestem zaskoczona jak dobrze to wyszło, bo nie było to łatwe i początkowo nie miałam pomysłu, jak to ma wyglądać - relacjonowała utytułowana zawodniczka z Krakowa. Przyznała, że obecnie cały czas jest na etapie odpoczynku po trudach związanych z olimpijskim startem. - Byłam nawet na wakacjach, bo tego bardzo potrzebowałam. Zarówno ja, jak i mój mąż, który też tak naprawdę ciężko pracował przez te dwa lata. W tamtym roku wakacji również nie mieliśmy. Oboje przygotowywaliśmy się do tych igrzysk, bo on siedział sam w domu, gdy ja trenowałam. Po tym ciężkim okresie potrzebowaliśmy oboje słońca i plaży. Udało nam się skraść tydzień na odpoczynek. To był bardzo cenny czas - zapewniła. Sajdak - obok Agnieszki Kobus-Zawojskiej - to najbardziej doświadczona członkini srebrnej osady z Tokio. Tuż po wywalczeniu medalu obie nie chciały deklarować, czy będą kontynuować karierę. Pierwsza nadal nie podjęła jeszcze ostatecznej decyzji. - Czekamy na informację od trenera, jak będzie dalej wyglądało szkolenie. Zobaczymy tak naprawdę, jak będzie wyglądał dalej ten rok. Szkoleniowcowi należy podziękować za to, co z nami zrobił. Za wszystkie treningi, za wszystkie dobre chwile i za te gorsze, bo one też były i dużo nas nauczyły. Czekamy na wiadomość od niego, kiedy zaczną się obozy i zgrupowania kadry - podkreśliła zdobywczyni trzech medali mistrzostw świata. Przy pytaniu, czy czuje się spełniona jako zawodniczka, przyznała, że brakuje jej trochę olimpijskiego złota w kolekcji. - Dlatego jest to zastanawianie się, czy dalej trenować, czy nie. Natomiast im dłużej się to robi, tym więcej się poświęca. Coraz bardziej, gdy po jednej stronie jest życie codzienne, rodzinne, a po drugiej dalsze sukcesy sportowe, to szala przechyla się na stronę rodziny. Ale po igrzyskach w Rio de Janeiro również miałam myśli, by skończyć z treningami, a jednak dałam radę. A teraz już zostały tylko trzy lata, więc zobaczymy - zaznaczyła 30-letnia wioślarka. Kobus-Zawojska niedawno razem z mężem wystartowała w mistrzostwach świata w wioślarstwie morskim. - To fantastyczna sprawa, że są tak olbrzymimi fanami wioślarstwa i pojechali szukać nowych doświadczeń. Ja tak naprawdę przez te ostatnie dwa miesiące głównie spędzałam czas z rodziną i przyjaciółmi. Na tym się skupiałam, bo tego najwięcej straciłam przez ostatnie dwa lata tych przygotowań, wariackich nieco z powodu pandemii. Natomiast będę też chciała spróbować nowych rzeczy. Zawsze lubiłam jeździć konno i na rowerze. Tego ostatniego miałam trochę za sprawą treningów, ale teraz zacznę jeździć bardziej dla przyjemności. I na tym się skupię. Ale przede wszystkim na rodzinie, bo ona jest najważniejsza - podkreśliła Sajdak.