62-letni Ploch to prawdziwy obieżyświat. W swojej karierze prowadził reprezentacje Kanady, Stanów Zjednoczonych, dwukrotnie Chin, Korei Południowej oraz Kazachstanu. W 2017 roku został trenerem polskiej kadry, ale pracował przez zaledwie jeden sezon. Teraz wraca z nowymi pomysłami. "Zrobimy coś, czego jeszcze do tej pory w Polskim Związku kajakowym nie było. Dotąd grupy kanadyjek męskich i kobiecych pracowały osobno, ja chcę to połączyć. To jest taki nowy trend na świecie, w wielu krajach mężczyźni i kobiety trenują razem" - wyjaśnił trener. Jak dodał, do polskiej kadry zdecydował się wrócić m.in. za namową samych zawodników. "Po igrzyskach m.in. Wiktor Głazunow czy Tomek Barniak, którzy startowali w Tokio, poprosili mnie, żebym ich poprowadził do igrzysk w Paryżu. Jestem po rozmowach z prezesem i wiceprezes związku, można powiedzieć, że jesteśmy dogadani na 90 procent. Oficjalnie obowiązki mam pełnić od 1 stycznia przyszłego roku" - zaznaczył. Ploch ma pełnić funkcję głównego trenera kanadyjkarzy i koordynować pracę wszystkich grup. "Mam już przygotowaną listę sześciu szkoleniowców, najbliższych moich współpracowników, którzy będą odpowiadać za poszczególne grupy - juniorskie, młodzieżowe i seniorskie. Natomiast jest taka propozycja, by Dorota Borowska, na podstawie wyniku osiągniętego na igrzyskach w Tokio, mogła trenować indywidualnie z dotychczasowym trenerem kadry kobiet Mariuszem Szałkowskim. To będzie jedyny taki wyjątek. Pozostali zawodnicy będą trenować w grupie" - podkreślił. W ostatnim czasie wielu zawodników z szerokiej kadry trenowało indywidualnie, zwykle z trenerami klubowymi - m.in. Głazunow, Tomasz Kaczor, Mateusz Kamiński czy Michał Kudła. W grupie dotychczasowego trenera kadry Michała Śliwińskiego było zaledwie kilku kanadyjkarzy, którzy nie odgrywali wiodącej roli. "To można odebrać jako brak zaufania. Trener Śliwiński nie miał, jak ja to mówię, takiego wotum zaufania przynajmniej na poziomie 80 procent i ostatecznie została przy nim mała grupa zawodników. Pozostali najwyraźniej oczekiwali czegoś więcej, lepszych wyników i szukali własnej drogi do sukcesu. Uważam, że trzeba to zmienić" - stwierdził. Szkoleniowiec, choć dopiero za miesiąc oficjalnie obejmie stanowisko, jest już po pierwszym zgrupowaniu w Olsztynie. W nowej kadrze nie ma już Tomasza Kaczora, który przymierza się do zakończenia kariery, a także Michała Kudły czy Vincenta Słomińskiego, którzy jeszcze nie tak dawno rywalizowali na największych imprezach. Zabrakło też olimpijczyka z Tokio Mateusza Kamińskiego. "Mateusz z powodów rodzinnych musiał odłożyć wiosło. Odwiedził nas na zgrupowaniu, opowiedział mi o swojej sytuacji. Jak poukłada sobie pewne sprawy, ma do nas wrócić" - wyjaśnił Ploch, który ma już plany na najbliższe tygodnie. "Porównując do Chińczyków, nasi zawodnicy są słabsi, nie są tak wybiegani, muszą więcej popływać na basenie. Chcę teraz zaakcentować przygotowania ogólnorozwojowe, a od lutego będziemy szukać cieplejszych miejsc do pływania, prawdopodobnie w Portugalii" - powiedział. Ploch rozstał się z polską reprezentacją jesienią 2017. Po kilku miesiącach został trenerem reprezentacji Chin. "To nie jest tak, że pojawili się Chińczycy z dużymi pieniędzmi i ja zostawiłem Polskę. To wszystko zaczęło się od tego, że nie miałem poparcia ze strony poprzedniego zarządu związku. Miałem sporo kłopotów z zawodnikami, oni podważali moje decyzje, a ja nie czułem, że związek stoi za mną. Zawodnicy chcieli na przykład, aby w trakcie BPS-u (bezpośredniego przygotowania startowego - PAP) na zgrupowanie przyjechały ich partnerki. A ja na to się nie zgodziłem. Były prezes starał się łagodzić spór, mówił tylko "Marek spokojnie, nie róbmy z tego afery. Mamy miesiąc do ważnej imprezy, a do tematu wrócimy po mistrzostwach świata". Takich sytuacji było wiele, powiedziałem później zawodnikom, że nie widzę możliwości dalszej współpracy. Jak Chińczycy dowiedzieli się, że jestem "wolny", zaoferowali mi pracę" - opowiadał Ploch. Z reprezentacją Chin szkoleniowiec pożegnał się w połowie 2019 roku. Jak przyznał, powodem rozstania na rok przed planowanymi igrzyskami w Tokio, była m.in. ingerencja jego zwierzchników w plan treningowy. "Zaczęli wtrącać się w mój program, sugerować, kto z kim powinien płynąć w osadzie. Chcieli, aby przed mistrzostwami świata zawodnicy spędzali więcej czasu na ergometrze kajakowym, z czym absolutnie się nie zgadzałem. Uznałem, że dalsza współpraca nie ma sensu. Zostawiłem im jednak +gotowca+, na mistrzostwach świata zdobyli cztery złote medale" - tłumaczył. Jeszcze przed igrzyskami podjął się prowadzenia reprezentacji Kazachstanu, na regatach kwalifikacyjnych dwóm osadom udało się wywalczyć prawo startu w Tokio. Do Japonii już jednak nie poleciał. "Tym razem na przeszkodzie stanęły powody zdrowotne. Rozchorowałem się poważnie, ja jestem od 30 lat chory na cukrzycę i trochę to zaniedbałem. Na szczęście teraz jest wszystko w porządku, jestem pod opieką lekarzy, dlatego ponownie zdecydowałem się spróbować swoich sił z reprezentacją Polski" - podsumował Ploch. Marcin Pawlicki