Tegoroczne, rozpoczynające się już w najbliższy czwartek mistrzostwa najlepszych uniwersyteckich drużyn koszykarskich USA, na które Amerykanie wydadzą w zakładach ponad $3,5 miliardów (czterokrotnie więcej niż na Super Bowl), nie są wyjątkiem. Wprost przeciwnie - nawet ci rozstawieni w "Marcowym Szaleństwie" z najwyższymi numerami nie są poza zasięgiem zespołów, o których nie mówi się prawie wcale... Jedynki do pokonania Podczas selekcji czterech rozstawionych z numerem 1 (w każdym z regionów rozgrywkowych) dumne miano "jedynek" przyznano University of Connecticut, Duke University, Villanova University oraz Memphis University. Trudno z nimi polemizować, choć przeglądając to, co zdarzyło się podczas tego sezonu łatwo zauważyć, że: Connecticut ma co prawda w drużynie największą liczbę graczy, których nazwiska zobaczymy już wkrótce w NBA, ale z drugiej strony ci sami zawodnicy mają fatalny zwyczaj lekceważenia rywali. W turnieju, gdzie jedna zła połowa meczu często decyduje o całym sezonie, nawet grający w UConn jeden z najlepszych koszykarzy ligi, Rudy Gay może nie pomóc. Duke zawsze był i zawsze będzie uniwersytetem, na który zawsze można stawiać, bo nigdy nie schodzi poniżej wysokiego, ustalonego przez trenera Michała Krzyżewskiego poziomu. Po stronie Duke przemawia obecność w zespole najskuteczniejszego snajpera ligi, ale łatwo zauważyć, że zespół nie radzi sobie grając przeciwko drużynom mającym w składzie zawodników wykorzystujących swoje znakomite warunki fizyczne w rywalizacji jeden na jeden. W grupie rozgrywkowej Duke są aż trzy takie drużyny: Syracuse, LSU i Texas... Villanova to jedyny z tej czwórki zespół, w którym naprawdę trzeba się starać, żeby znaleźć słabości, zapowiadającą ewentualną wpadkę. Po ich stronie przemawia przede wszystkim doświadczenie (czterech zawodników z pierwszej piątki ma za sobą przynajmniej trzy lata wspólnej gry) oraz fakt, że nie jest im obca gra w obronie, więc potrafią wygrać mecz, w którym końcowy wynik jest zarówno 55-53, jak 98-97. Memphis to chyba najmniej znana z drużyn, którym komitet selekcyjny NCAA przyznał rozstawienie z numerem 1. Na początku sezonu drużyna z Memphis udowadniała wielokrotnie, że może poradzić sobie z zespołami, które znajdowały się w elicie uniwersyteckich zespołów koszykarskich tuż przed Marcowym Szaleństwem. Ale to było trzy miesiące temu, kiedy wiele z obecnych faworytów dopiero rozgrzewało się przed decydująca fazą sezonu. Kto oprócz tej czwórki może triumfować podczas finałów w Indianapolis? W gronie "zespołów z nieograniczonymi możliwościami" najczęściej wymiane są także: Ohio State, Texas, Floryda, oraz Boston College. Najłatwiejsze i najtrudniejsze regiony rozgrywkowe Washington DC: Koszykarze Connecticut trafili do grupy, gdzie grają zespoły o znanych wszystkim nazwach (Tennessee, Północna Karolina, Illinois, Washington oraz Michigan State), ale tak naprawdę stylem gry żaden z nich nie może się porównywać z UConn. Nie ma więc sensu argumentacja, że w tej grupie mamy np. dwóch finalistów z ubiegłorocznego sezonu (Illinois oraz Północna Karolina), skoro w tegorocznej edycji Marcowego Szaleństwa obie ekipy będą grały bez SIEDMIU graczy, którzy zarabiają obecnie na życie biegając z piłką w NBA. Atlanta zgromadziła tak silne zespoły, że trudno nie nazwać ją "grupą śmierci". O miejsce w czwórce najlepszych drużyn walczyć będą mistrzowie regularnego sezonu z tak silnych lig jak ACC (Duke), Big 12 (Texas), Big Ten (Iowa), Big East (Syracuse) oraz SEC (LSU). W tym gronie nawet nie wypada wspominać o West Wirginii, która w ubiegłym roku awansowała do ósemki najlepszych drużyn turnieju. Przemysław Garczarczyk, USA. Od INTERIA.PL: Wspaniale wygląda sport uniwersytecki w Stanach. Zainteresowanie mediów, kibiców i samych graczy. Wielkie mecze, szansa na poważne kontakty w zawodowych ligach oraz co chyba najważniejsze - zdrowy tryb życia. O sport na polskich uczelniach lepiej nie pytać, bo skoro w AZS Częstochowa w Polskiej Lidze Siatkówki grają zawodowcy z roczników 1976, 1979...