Jagiellonia w sobotnim meczu z Lechią Gdańsk straciła nie tylko trzy punkty, ale również pomocnika Marcina Burkhardta. - Początek jest trochę pechowy zarówno dla mnie, jak też całej drużyny. Nie tak to wszystko sobie wyobrażaliśmy - mówi 27-letni pomocnik, któremu sobotni pojedynek zakończył się już w 35 minucie. - Prześwietlenie USG nie wykazało żadnego naderwania, więc nie jest najgorzej. Marcin ma naciągnięty mięsień dwugłowy lewej nogi i do pełnej dyspozycji powinien wrócić za około trzy tygodnie - przewiduje masażysta naszego zespołu Marcin Piechowski. - Mecze z Lechią i Lechem odpadną mi na pewno, ale na Wisłę powinienem być już sprawny w stu procentach, nie jest to na tyle poważny uraz aby wykluczył mnie z dłuższego grania. Akurat dobrze się składa, bo po meczu z Lechem jest dwutygodniowa przerwa na kadrę i będzie trochę czasu na nadrobienie zaległości. Na razie nie mogę nic robić, nawet żadnej rehabilitacji, po prostu odpoczywam. Myślę, że pod koniec tygodnia będę mógł już biegać, a przynajmniej truchtać - optymistycznie patrzy w przyszłość "Bury". Jagiellończycy rundę wiosenną zaczęli od falstartu, w czterech pierwszych meczach notując trzy remisy i jedną porażkę. Co gorsza w dwóch ostatnich, przed własną publicznością, gdzie jesienią wywalczyli komplet 21 oczek zdołali wywalczyć tylko punkt. W przegranym 1-2 meczu z Lechią zespół zaczął grać dopiero po stracie dwóch bramek. - Być może z kolegów zeszła presja, bo nie mieli już nic do stracenia i na pewno to wyglądało zupełnie inaczej niż przez pierwszą godzinę - próbuje szukać przyczyn słabej postawy drużyny Burkhardt. - Przez ostatnie pół godziny zaczęliśmy atakować i stwarzać sytuacje. Tak powinniśmy grać od początku meczu, a wyglądało to tak, jakbyśmy się czegoś bali. Musimy lepiej wchodzić w mecz i walczyć jak o swoje, bo o to w tym wszystkim chodzi. Nie ma jednak co się załamywać, trzeba się jakoś w tym odnaleźć, żyć normalnie i zacząć wygrywać mecze - kończy 10-krotny reprezentant kraju.