David Weir nie odpuścił żadnej edycji maratonu londyńskiego w XXI wieku, nawet wtedy, gdy dopadło go przeziębienie i do ostatnich chwil start stał pod znakiem zapytania. Swój pierwszy występ zanotował w 2000 roku. Zajął wówczas piąte miejsce z czasem 1:47:11. Dwa lata później wcale nie należał do grona faworytów. Jego dotychczasowy rekord nie plasował go nawet w czołowej dwunastce tamtej edycji. Kiedy jednak sportowiec jest świadom własnej siły, a rywale nie do końca biorą jego ukryte zamiary na poważnie, jest w stanie dokonać wielkich czynów. Mając 21 lat, Weir przejechał metę maratonu kilka minut szybciej, ciesząc się z pierwszego zwycięstwa w ulubionej imprezie. Stanęło na czasie 1:28:57. To ten wynik zapisał się jego sportowym portfolio. Brytyjczyk nie będzie mógł kontynuować tradycji tak, jak sobie zaplanował. Pierwszy raz od 20 lat uczestnicy maratonu londyńskiego nie zaleją ulic miasta wiosną. Przez epidemię koronawirusa start został przesunięty na październik. Plan startowy pozostał zatem tylko planem bez pewności, że mimo wszystko tradycję uda się podtrzymać. "Będzie dziwnie obudzić się w niedzielę i nie pojawiać się na linii startu w Londynie" - powiedział David Weir, który mimo wszystko wpadł na pomysł planu B. Paraolimpijczyk ruszy na swoim specjalnym wózku indywidualnie i pokona zaprojektowaną przez siebie trasę w towarzystwie asekurującego go rowerzysty. Tym samym nie przerwie passy startów w imprezie, a w dodatku pomoże innym. "Mam zamiar zrobić maraton trasami, które wybrałem na południowym wybrzeżu, zaczynając od Bexhill. Jest to dość trudny obszar i naprawdę tam wieje. Ze względów bezpieczeństwa będę miał przed sobą rowerzystę, ponieważ jest to droga otwarta, więc w ruchu będą samochody. Będzie zupełnie inaczej. Znacznie ciszej!" - oznajmił sześciokrotny mistrz olimpijski. Weir pokona królewski dystans w ramach "2.5 challenge". Jest to wyzwanie zainicjowane przez organizatorów brytyjskich imprez masowych, które znalazły się w kryzysie w wyniku epidemii koronawirusa. Odwołane lub przeniesione wydarzenia to bowiem nie tylko zawiedzione ambicje sportowe i dramatyczne położenie organizatorów, ale również eliminacja dochodów, które podobne wydarzenia przynoszą każdego roku organizacjom charytatywnym. Maraton londyński jest w absolutnej czołówce imprez masowych na świecie, podczas których na cele dobroczynne zbierane są tak astronomiczne sumy. W 2019 roku dzięki zawodom pozyskano 66,4 miliona funtów dla tysiąca organizacji charytatywnych. Weir chce skłonić swoim czynem ludzi do wpłacania darowizn na rzecz ratowania organizacji pożytku społecznego. Część z nich zostanie przekazana na własną fundację ośmiokrotnego zwycięzcy maratonu, którą założył kilka lat temu ze swoim trenerem. Jak wielu paraolimpijczyków, 40-letni dziś sportowiec nie jest skupiony jedynie na swoich sukcesach. Jego celem jest pomoc innym oraz przekonywanie niepełnosprawnych sportowców, że trenować ukochaną dyscyplinę można mimo ograniczeń fizycznych. Sam doskonale zdaje sobie sprawę, że nie każdy niepełnosprawny ma podobne możliwości treningowe, jak on. Specjalistyczny trenażer dał mu możliwość niezaprzestawania aktywności fizycznej o dużym natężeniu pomimo braku możliwości opuszczania domu. To właśnie dla takich osób Weir zdecydował się dodatkowo przygotować specjalne treningi publikowane za pomocą mediów społecznościowych. "Jeśli niektórzy żyją sami, prawdopodobnie są trochę przygnębieni, więc byłoby miło, gdybym mógł im pomóc i dać im coś, na czym mogliby się skoncentrować. To jest coś, co mogą zrobić, aby po prostu uzyskać jakąś aktywność. Wiem, że faceci z mojej akademii "zaginęli", nie będąc w klubie dwa lub trzy razy w tygodniu. Wiele dzieci niepełnosprawnych cierpi na depresję i cały czas czuje się wykluczonych. Sam zmagałem się z depresją" - wyznał reprezentant Wielkiej Brytanii. Zbawienny wpływ sportu na zdrowie psychiczne jest podkreślany przez utytułowanego sportsmena. Koronawirus to nie wymówka do zaprzestania treningów. To czas, który trzeba poświęcić na solidną pracę, aby ta zaowocowała na najbliższych możliwych startach. "Naprawdę mam szczęście, ponieważ gdybym nie miał trenażera, utknąłbym. Najwięcej zrobiłem na nich około 16 mil, czyli nieco ponad godzinę. Mają w sobie duży opór, a przebywanie na czymś dłużej niż godzinę jest dość trudne, gdy nigdzie się nie poruszasz. Ponieważ pogoda się poprawiła, przeniosłem się do ogrodu, więc przynajmniej nie jestem w ciemnym i obskurnym garażu. Jestem w stanie trenować w słońcu i słuchać muzyki - nawet jeśli denerwuję sąsiadów!" - dodał David Weir. Sportowiec na trasę zaplanowanego przez siebie wyzwania wyruszy już 26 kwietnia. Jaki tym razem wykręci czas? Aleksandra Bazułka