Zobacz reportaż: Agnieszka Radwańska bez tajemnic - Nie przypuszczałam, że Agnieszka tak szybko będzie numerem 10 na świecie. Wszystkie pozostałe zawodniczki z czołówki są starsze, mają po dwadzieścia parę lat, a ona 19 - przyznała w rozmowie z INTERIA.PL. Zapraszamy na spotkanie z "Teamem Radwańskich", które odbędzie się w czwartek 27 listopada w krakowskim klubie Rotunda, ul. Oleandry 1. Początek o 17.30. Czy w teamie Radwańskich mama jest w środku czy pozostaje obok? - Oczywiście, że jestem w samym środku, bo Aga gra w innych turniejach, Ula w innych, więc ja jeżdżę raz z jedną, raz z drugą. Cały czas jesteśmy w rozjazdach. Jedyny okres, który spędzamy razem w Krakowie, to listopad i grudzień. Już 5 stycznia lecimy do Australii. Ja będę z Ulą w Hobarth, a mąż z Agnieszką w Sydney. A potem spotkamy się razem w Melbourne. Te wyprawy, to nie są wycieczki krajoznawcze... - Oczywiście. Są nerwy, trening, logistyka. Wcześniej załatwiamy rezerwacje hoteli, mailami z Krakowa. A na miejscu najpierw aklimatyzacja, bo na przykład w Australii jest dziewięć godzin różnicy czasu, a potem ciężki trening i turniej. Czyli hotel - korty - hotel - korty itd. Tak to wygląda. A w czasie meczu? - Nerwy, i to za każdym razem. Najpierw gra jedna, potem druga, potem jeszcze debel, a najczęściej grają z różnymi partnerkami. Czy mama jest dla Agi i Uli powiernikiem, przyjaciółką, psychoterapeutą? - Wszystkim po trochu. Córki wypłakują się czasem? - Nie. Już dorośleją. Czasem się denerwują, bardziej Ula, ale w zasadzie tylko na korcie. Poza kortem są bardzo spokojne. Skąd Agnieszka bierze ten mistrzowski spokój? Odziedziczyła to może po pani? - Nie. Ani po mnie, ani po ojcu czy dziadku. Sami nie wiemy, po kim. W naszej w rodzinie raczej wszyscy są nerwowi. A co pani zrobi, jak Agnieszka czy Urszula zostanie numerem 1 w rankingu WTA? - Będę bardzo szczęśliwa. Przecież całe nasze życie poświęciliśmy na tenis. Nie było żadnych przyjemności, żadnych wakacji, tylko cały czas na okrągło ciężki trening i turnieje. Miałaby pani jakąś radę dla matek przyszłych tenisistek czy tenisistów? - Najważniejsza jest obopólna akceptacja. Tylko wtedy z tego może coś być. Znam takie mamy, które nie akceptują uprawiania tenisa przez swoje dzieci. Pojawiają się konflikty, bo matka wolałaby, aby córka uczyła się, poszła na studia. Ale widzę w pani oczach, że u was wszystko jest w porządku? - Nie przypuszczałam, że Agnieszka tak szybko będzie numerem 10 na świecie. Wszystkie pozostałe zawodniczki z czołówki są starsze, mają po dwadzieścia parę lat, a ona 19. Rozmawiał Zygmunt Moszkowicz