- Sentyment dla Zakopanego w moim sercu nigdy nie zginie. To niesamowite, magiczne miejsce. Gdy siedziałem na belce przed drugim skokiem i słyszałem, jak wszyscy śpiewają "Polska! Biało-Czerwoni!", to kręciła mi się łezka w oku. Ci ludzie dodali mi powera! - powiedział "Orzeł z Wisły", który wzbudził uznanie nawet Simona Ammanna - jego pogromcy w igrzyskach. Zawody ustawiła pierwsza seria. Lot na 138,5 metra przy padającym śniegu i obniżonym rozbiegu - to niemożliwe? Nie dla Adama Małysza, który znokautował konkurencję w I serii. Za niską belkę dodano mu 5,8 pkt, ale za najmocniej wiejący pod narty wiatr odjęto aż 11,4 pkt. Te kalkulacje dla kibiców były zupełnie nieważne! Ludzie padali sobie w objęcia, strzelały w niebo race, a trąbki powodowały dziki hałas - tak 25 tys. ludzi zareagowało na doskonały skok Orła z Wisły z I serii. Po tym z finałowej serii, krótszym, ale dającym tak długo wyczekiwany triumf w PŚ euforia była jeszcze większa! - Dziękuję tym wszystkim kibicom za niesamowite wsparcie. Dla takich chwil się żyje - podkreślał Małysz. W przeciwieństwie do niego smutne miny mieli pozostali nasi reprezentanci, którzy poza 21. Piotrem Żyłą (123 i 126,5 m) zawiedli. Kamil Stoch, który miał wskoczyć do pierwszej "dziesiątki", a nawet zaatakować podium na własnych "śmieciach" był dopiero 17. i to tylko dzięki drugiemu skokowi na 128,5 m (pierwszy był zepsuty na 121 m). - Spóźniłem odbicie. Niestety, nie jestem teraz w takiej formie, by móc walczyć o podium nawet w Zakopanem - mówił. 24. Stefan Hula (126,5 i 121,5 m) również miał markotną minę: - Przy tak niskiej belce startowej jak się popełni błąd techniczny na progu, to nie ma szans na poprawę w locie - komentował. Dariusz Wołowski, Michał Białoński, Zakopane <a href="http://skoki.interia.pl/ps/kalendarium">Zobacz komplet wyników </a> oraz <a href="http://skoki.interia.pl/ps/klasyfikacja">klasyfikację generalną Pucharu Świata</a> <a href="http://skoki.interia.pl/">Zobacz serwis poświęcony Adamowi Małyszowi i skokom narciarskim</a>