- W tym turnieju, inaczej niż w Pucharze Świata, o kolejności decyduje suma punktów z not. Wpadka musi być duża, żeby stracić szanse na końcową wygraną, a Jacobsen i Schlierenzauer są w stanie skakać bardzo daleko i mogą szybko nadrobić ewentualne straty - dodał Małysz. - Kto wygra - to jednak wielka niewiadoma, może pogodzi ich Simon Ammann, może ktoś inny. Chciałbym być wśród tych, którzy będą wysoko. Nie myślałem o tym, żeby się odegrać za niepowodzenie w ubiegłym roku. Lepiej pamiętam turniej sprzed dwóch lat, gdy byłem czwarty, a nie ten ostatni. I chyba to dobrze - podkreślił lider polskiej reprezentacji. W kwalifikacjach do pierwszego konkursu 55. Turnieju Czterech Skoczni w Oberstdorfie Małysz zajął trzecie miejsce. Oprócz Małysza do głównego konkursu zakwalifikowało się jeszcze dwóch Polaków - Kamil Stoch i Stefan Hula. - Pierwszy konkurs nie jest najważniejszy. Gdy wygrywałem Turniej Czterech Skoczni, nie byłem najlepszy ani w Oberstdorfie, ani w Garmisch-Partenkirchen. Teraz w Oberstdorfie nie powinno być jednak źle. Schattenberg to jedna z tych skoczni, na których dużą rolę odgrywa wiatr, więc cieszę się, że jestem w klasyfikacji z przodu, z najlepszymi i mogę mieć podobne do nich warunki skoków - stwierdził trzykrotny mistrz świata. - Konkurs na starej skoczni w Garmisch-Partenkirchen odbędzie się po raz ostatni, ale nie myślę o tym, że jestem tam rekordzistą, nie ma to żadnego znaczenia. Nie można się koncentrować na zachowywaniu rekordów, należy po prostu dobrze skakać. Z testów siły odbicia, które wykonywaliśmy ostatnio, wynikało, że jest nieźle. Wiem z doświadczenia, że jak miałem największą siłę, na skoczni wcale nie było tak dobrze - mówił skoczek z Wisły. - Startuję w tym turnieju po raz 13. Czuję się silny. Trenowałem obok Jacobsena w Kuusamo i porównanie nie wypadło źle. Jeśli będę skakać tak, jak kilka razy w Ramsau, będzie dobrze. Głównej nagrody, auta Nissan, jeszcze nie widziałem, ale byłoby głupio gdybym nie powiedział, że fajnie byłoby wrócić nim do domu - zakończył Małysz.