Kiepsko zaprezentował się także Adam Małysz, który niespodziewanie przegrał rywalizację w systemie KO z Niemcem Andreasem Wankiem i został sklasyfikowany dopiero na 37. miejscu. "Nogi podjechały mocno przy odbiciu, najpierw poleciały narty, potem ja. Tak jak w Oberstdorfie podczas zawodów. Sam już nie wiem, czy to problem w głowie, czy gdzie indziej" - powiedział Małysz na łamach "Rzeczpospolitej". "Technika zaczęła funkcjonować na treningu w Oberstdorfie, pierwszego dnia w Garmisch-Partenkirchen wszystko było jak należy. Powtarzałem sobie przed skokiem: spokojnie, luźno, tak jak wcześniej. Nic na siłę. I może tym razem było aż za luźno. Przejechałem próg" - dodał lider naszej kadry. Małysz jest rozczarowany swoimi występami i, jak sam mówi, wolałby spokojnie potrenować. Czy to oznacza, że Polacy zostaną wycofani z pozostałych konkursów Turnieju Czterech Skoczni? "Nie wiem, co dalej. Musimy zdecydować z trenerami. Będziemy rozmawiać, nie przypuszczaliśmy, że może tutaj pójść tak źle. Potrzebny mi jest spokojny trening. Z drugiej strony, trenerzy chcą, żebyśmy zostali do końca turnieju. Na pewno wolałbym się nie przeciwstawiać trenerom. Wiem, że robią wszystko, by znów było dobrze. Ale po dwóch dniach treningów, gdy nabrałem optymizmu, przyszła wielka klapa w konkursie. Nawet trudno mi się tłumaczyć, tak fatalny to był skok" - podkreślił Orzeł z Wisły. "Łukasz Kruczek szuka podpowiedzi i u Hannu Lepistoe i u Jana Szturca, konsultuje się z profesorem Jerzym Żołądziem i wieloma innymi trenerami. Profesor cały czas uspokaja, mówi żeby patrzeć do przodu. Był zadowolony z moich treningów w Oberstdorfie i pierwszych skoków w Ga-Pa. Ja też byłem. Rok zaczyna się fatalnie, ale optymizm ciągle we mnie jest" - zakończył Małysz.