- Skakanie w mgle jest zawsze trochę utrudnione. Na rozbiegu jest jeszcze jako-tako ale w powietrzu zupełnie brakuje punktu odniesienia. Dopiero jak się pojawią czerwone linie to coś wiadomo. Dopiero trzeci z mych skoków był przyzwoity. Może też miałem wtedy trochę lepsze warunki, ale byłem też bardziej przeciągnięty nad nartami. Skocznia nie jest zła. Nawet mam całkiem dobre prędkości. Trzeba tylko trafić na dobre warunki no i mieć moc w nogach. Ja niestety mam kłopot. Utrwalił mi się błąd. Przez całą karierę miałem problemy raczej ze zbyt wczesnym wybiciem a teraz bardzo często spóźniam skoki. Mam nadzieję, że uda mi się to wyeliminować i wrócić do tego, co było wcześniej - powiedział Adam Małysz. - Skoczkowie różnie się zachowują we mgle. Jedni są jak kamikadze, w ogóle się nie przejmują i skaczą na sto procent. Inni na początku są nieco ostrożni, by wyczuć sytuację. Ja w dwóch pierwszych skokach nie czułem się dobrze. Leciałem zbyt postawiony do pionu, byłem spóźniony za nartami. Zaraz po wyjściu z progu miałem wrażenie że jestem wysoko ale potem okazało się, że byłem nisko. Widziałem tylko mgłę - zakończył skoczek z Wisły.