- Długo to wszystko trwało, można powiedzieć, że dopiero ten wtorkowy trening był w całości udany i zaczęliśmy pracować nad największymi problemami, które nie pozwalają mi skakać tak, jakbym chciał - ocenił Małysz. - Nadal mam problem z pozycją dojazdową. Trudno mi z niej wstać, by oderwać się od progu muszę robić "przyruch", który powoduje, że najpierw do przodu idzie klatka piersiowa, a cofają się kolana. To niestety nie pozwala na takie skoki, które można by uznać za udane - dodał. Najlepszy polski skoczek przyznał, że przed zawodami w Engelbergu jest optymistą. - Ja zawsze mam pozytywnie nastawiony, choć oczekiwania jak zwykle są duże. Emocje trochę opadły po pierwszych niezbyt udanych startach - ocenił Małysz. - Jestem w trakcie udoskonalania moich skoków. Mam nadzieję, że to co rozpocząłem w Ramsau to był krok do przodu, a zawody nie przeszkodzą w realizacji tego planu treningowego - wyznał. Małysz nie chciał pokusić się o ocenę skoczni w Engelbergu. - Dziennikarze często zadają pytanie, czy dany obiekt mi pasuje, czy nie. Odpowiem tak: jeśli jestem w formie, każda skocznia mi odpowiada i tylko może pomóc. Zobaczymy jak będzie tym razem - zakończył.