Cztery tytuły mistrza świata, cztery medale olimpijskie, cztery "Kryształowe Kule" - skąd ma brać motywację 33-letni skoczek, który jest żywą legendą? Adam Małysz zdecydował się przedłużyć karierę do zbliżających się mistrzostw świata na przebudowanej skoczni Holmenkollen, bo w Oslo zawsze był królem. Latem skakał znakomicie, w listopadzie świetnie wypadał też w pierwszych próbach na śniegu, potem jednak uraz lewego kolana przeszkodził mu w normalnym wejściu w sezon zimowy. Po czterech konkursach Polak jest ósmy w klasyfikacji generalnej, trzy razy był dziewiąty i raz piąty, zdobył 132 pkt, najwięcej w ostatnich czterech sezonach. Ale zadowolony być nie może. Trener Hannu Lepistoe zwracał mu uwagę, że podczas lądowania obciąża prawą nowę, chroniąc lewą. "To dzieję się odruchowo, ja nawet tego nie zauważam" - mówi Małysz. Mimo wszystko kontuzjowane kolano ma się coraz lepiej i Polak wierzy, że już niedługo będzie skakał tak, jak najlepsi. Zdaniem Lepistoe w przypadku tak wielkiego mistrza jak Polak, lepsze wyniki, to przede wszystkim kwestia motywacji. "Kiedy Adam odnajdzie radość ze skakania, będzie odnosił sukcesy" - mówi. Po czterech konkursach Polak traci do lidera klasyfikacji generalnej Thomasa Morgensterna już 193 punkty. Wprawdzie to mistrzostwa świata w Oslo, a nie piąta Kryształowa Kula interesują Małysza najbardziej, ale Polak nie chce odpuszczać walki w Pucharze Świata. Tu ma zbudować formę dającą mu realne podstawy do boju o medal w Norwegii. W sobotę i w niedzielę Małysz będzie skakał w Harrachovie na dużej skoczni. Zawody na słynnym mamucie odbędą się tam dopiero w styczniu 2011. Jeśli Małysz, który już niczego nikomu udowadniać nie musi, ma powody do pracy nad sobą, to co powiedzieć o innych polskich skoczkach? Mistrz wciąż bije ich na głowę. Kamil Stoch zgromadził w tym sezonie 35 punkty, Stefan Hula 2. Podczas letniego Grand Prix wydawało się, że Polska doczekała wreszcie silnej drużyny, na początku zimy, jest tak jak zwykle - czyli w czołówce jest tylko Małysz. Trener kadry Łukasz Kruczek mówił nawet, że nie wie, czy w Harrachovie wystawi pełny skład drużyny, bo niektórzy zawodnicy, zanim zaczną startować, muszą solidnie popracować nad wyeliminowaniem błędów technicznych. Adam Małysz nie jest przekonany do nowego systemu oceniania skoków, w którym poza odległością i stylem sędziowie doliczają punkty za wiatr w plecy, bądź odliczają za powiewy pod narty. "Skoki stają się coraz mniej zrozumiałe dla widzów, bo często wygrywa ten, kto wylądował bliżej" - mówi. Podczas ostatniego konkursu w Lillehammer Polak był zadowolony ze swoich skoków, skarżył się jednak na pecha. Kiedy był w powietrzu wiatr wiał z tyłu i punkty dodane przez sędziów mu tego nie zrekompensowały. "Przy zmiennym wietrze skoki były loterią i wciąż są" - kończy. Być może już w sobotę lub w niedzielę skończą się wszystkie rozterki Małysza. W 2001 roku, gdy eksplodował jego wielki talent dwa razy wygrał w Harrachovie. Na tamte zawody przybyły z Polski tłumy ludzi. Wielu z nich towarzyszy skoczkowi z Wisły do dziś - podczas ostatnich konkursów w Norwegii Małysz był wspierany przez sporą grupę rodaków. Dariusz Wołowski, Harrachov Zobacz klasyfikację generalną Pucharu Świata Zobacz terminarz sezonu 2010/11