"Tylko co z tego, przecież nic już nie jestem w stanie zrobić. Mógłbym tylko siąść i się załamać, pomyśleć: nie warto dalej skakać. Ale jestem uparty i będę dążył do realizacji swoich postanowień" - dodał. Małysz niedawno wrócił do współpracy z Lepistoe. Czy jest z niej zadowolony, a może przeszła mu przez głowę myśl, ze to był błąd? "Nie zwątpiłem w słuszność treningów pod kierunkiem Fina. Rozmyślałem, dlaczego wyszło tak, a nie inaczej. Rafał Śliż, który obserwował zawody przy zeskoku, w szatni powiedział mi: musisz iść do kościoła i pomodlić się o dobry wiatr, bo takiego pecha jak ty miał mało kto" - stwierdził polski skoczek. "W sobotę zostałem zapytany, czy strata tytułu mnie zabolała. Otóż nie zabolała mnie, bo ja go wcale nie straciłem. Byłem mistrzem świata w Sapporo i tego nikt mi nie odbierze. Teraz nie byłem w stanie tego powtórzyć. Chciałem walczyć o zwycięstwo, choć nie byłem w najwyższej formie. Musiałby się zdarzyć cud, szczęśliwy podmuch wiatru, żeby się udało. Nogi nie funkcjonują mi tak, jak dwa lata temu, i cały czas pracuję nad tym, by czucie wróciło" - dodał.