139,5 metra robi wrażenie, szczególnie że Polak przed piątkowymi skokami miał kłopoty ze snem. "Przespałem się cztery godziny, dalej już nie byłem w stanie. Kręciłem się, obejrzałem w nocy film. Potem po śniadaniu i rozruchu jeszcze udało się trochę zdrzemnąć, ale to ciągle za mało. Jak przyjechałem na skocznię, byłem wykończony. To cud, że udało się latać tak daleko. Wolałbym tego wariantu nie powtarzać w nocy z piątku na sobotę, bo jak się nie wyśpię, jestem nie do życia" - powiedział Małysz, cytowany przez "Rzeczpospolitą". Trzykrotny mistrz świata był zadowolony ze swoich piątkowych skoków, szczególnie że wygrał także drugi trening. "Trudno byłoby znaleźć w nich coś złego. Jestem bardzo zadowolony z siebie i trzymam kciuki za sprawiedliwe warunki podczas konkursu. Choćby takie jak w kwalifikacjach, gdzie niby wiało, ale w grupie najlepszych wszystkim tak samo. Do Kamila Stocha wcześniej trochę uśmiechnęło się szczęście, ale świetnie je potrafił wykorzystać. Dał się ponieść, odbił się w samą porę. Mam nadzieję, że powtórzy to w konkursie" - stwierdził Małysz. Nasz mistrz nie chce jednak obiecywać, że w sobotnim konkursie zdobędzie medal. "Chciałbym powiedzieć: wygram w sobotę, ale to nie takie proste. Tak jak po igrzyskach w Turynie nie powiedziałem, że kończę karierę, choć wielu chciało to usłyszeć, tak teraz nie obiecam zwycięstwa. Cieszę się, że wtedy podjąłem decyzję, by skakać dalej. Szybko zapomniałem o tamtych niepowodzeniach, odzyskałem radość ze skakania. Ten sezon jest dla mnie bardzo udany, tutaj przeżywam wesołe chwile i mam nadzieję, że one będą trwały. Konkurs to co innego niż kwalifikacje, inne emocje, ale potrafię sobie radzić ze stresem. Cała sztuka to wykorzystać podenerwowanie w taki sposób, żeby jeszcze podnosiło koncentrację. Żeby dało kopa. Nie mam powodów do zmartwień, lubię tę skocznię. Wygrałem tu sześć lat temu dwa konkursy, wygrał tu olimpijskie złoto Wojciech Fortuna. Niech się Okurayama dobrze kojarzy polskim kibicom i tym razem" - powiedział.