- We wtorek z tą mgłą było naprawdę dramatycznie, a dziś było już dobrze i fajnie, że te treningi były tak przeprowadzone - oświadczył Małysz. - Moje skoki oczywiście nie są na takim poziomie, jaki bym chciał, ale cieszę się, że z każdą próbą jest coraz lepiej. Można uznać, że to pozytywna informacja - przyznał. - Wiem, że nadal spóźniam skoki na progu, ale nie chcę się na tym koncentrować. Teraz najważniejszy jest dla mnie "timing", żeby ten skok był płynny, a nie odbijany na dwa razy. Nad tym pracuję - dodał. Małysz wyjaśnił, że duża skocznia w Libercu jest trudnym obiektem. - Bardzo ważna jest tutaj druga faza. Parabola lotu jest niezwykle wysoka i jeśli zawieje z tyłu, nie ma szans odlecieć. Z drugiej strony nawet leciutki wiaterek z przodu, którego nawet nie czuć, może dać kilkanaście metrów przewagi - stwierdził. - To zupełnie inna skocznia niż ta mała. Tam leciało się nisko nad bulą, tu sytuacja jest odmienna - dodał. Polak przyznał, że jego pozostali koledzy prezentują się w Libercu całkiem nieźle. - To prawda, nie mówię już o Kamilu, bo tu wszystko jest jasne, ale także inni skaczą wreszcie to na co ich stać. Mamy dobrą drużynę i uważam, że możemy walczyć. Nie będę jednak nic obiecywał, bo potem trzeba się z tego tłumaczyć (śmiech) - wyjaśnił.