W osiąganiu dobrych wyników miała pomóc Małyszowi tajna broń. Trzykrotny mistrz świata postanowił obniżyć pozycję dojazdową, co ma zwiększyć siłę jego odbicia. - Pracowałem nad tym przed i podczas turnieju świątecznego w Zakopanem. Czuję, że jestem na dobrej drodze do swojej najwyższej formy. Pierwszy treningowy skok w Oberstdorfie był całkiem dobry. Drugi spóźniłem. Ten z kwalifikacji trudno mi ocenić - stwierdził trzykrotny mistrz świata. - Na pewno nie miałem takich warunków jak Andreas Widhoelzl (Austriak wygrał kwalifikacje skokiem na odległość 142.5 m. Metr bliżej od rekordu skoczni - przyp. red.). Skoczył świetnie, widać, że jest w wielkiej formie, ale i wiatr mu sprzyjał. Dmuchało mu pod narty w końcowej fazie lotu - ocenił Małysz, który w konkursie rozgrywanym systemem KO zmierzy się z Estończykiem Jensem Salumae. - To, z kim będę w parze, nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Koncentruję się tylko na tym, by wszystkie zmiany, które wprowadziłem do techniki, poskładać, po prostu dotrzeć się. Jestem dobrej myśli - wyznał Małysz. - Adam musi ustabilizować tę pozycję dojazdową. On ma za sobą ledwie dwa treningi i zawody w Zakopanem, gdzie starał się ją zmienić. To za mało. Poza tym wciąż spóźnia skoki. W kwalifikacjach odbicie wykonał już za progiem. Gdyby trafił, poleciałby o wiele dalej. Widać, że jest na dobrej drodze. Jeszcze niedawno tracił dwa, a nawet trzy kilometry, jeśli chodzi o prędkość na progu. Wczoraj był tylko o kilometr gorszy od najlepszych - skomentował pierwszy trener Małysza, Jan Szturc.