Matti Nykaenen był Diego Maradoną skoków narciarskich. W sensie niemal dosłownym: urodzony geniusz, którego trudny charakter przedwcześnie strącił w przepaść. Orzeł z Wisły przeciwieństwem Mattiego Adam Małysz jest w jakimś sensie przeciwieństwem Fina. Zanim w 2001 roku osiągnął szczyt - przez kilka lat zapowiadał się na przeciętnego skoczka. Gdyby wtedy jakaś wróżka przepowiedziała mu przyszłość, sam skoczek z Wisły musiałby ją uznać za oszustkę. Jak Polak mógłby uwierzyć w to, że wygra 39 konkursów w karierze, skoro wszyscy najwięksi rodacy przed nim wygrali w sumie cztery (Stanisław Bobak jeden, Piotr Fijas trzy)? Małyszomania, która przetoczyła się przez cały kraj mogła złamać karierę każdego sportowca. Lista skoczków nie potrafiących udźwignąć ciężaru sławy jest zbyt długa. Na jej czele stoi oczywiście latający Fin, który po zejściu ze skoczni był striptizerem, a potem trafił nawet do więzienia za próbę zabójstwa żony. Odporny na hołdy i noszenie na rękach Małysz oparł się i hołdom po zwycięstwach, i niechęci po porażkach. Zawsze jest taki sam: czasem mniej, czasem bardziej zamknięty, niezmiennie potrafiący jednak zachować kontakt z ziemią, nawet podczas najwyższych lotów, kiedy 40-milionowy kraj nosi go na rękach. To wszystko nie zdołało złamać lub nawet wypaczyć żelaznego charakteru. Wielu na jego miejscu nie potrafiłoby znaleźć motywacji do oddania następnego skoku. Osiągnął wszystko, lub prawie wszystko: cztery "Kryształowe Kule", cztery mistrzostwa świata, cztery medale igrzysk - zawsze chcąc więcej. Trzeba niewiarygodnej siły wewnętrznej, by jak bumerang wracać na szczyt. Zwłaszcza wtedy, gdy było się już na nim tak wiele razy. Genialny Nykaenen tego nie potrafił. Małysz okazał się w tej dziedzinie fenomenem w skali światowej. Na piątkowy triumf w Pucharze Świata czekał prawie cztery lata i wygląda na to, że nawet na chwilę nadziei nie porzucił. W swojej krótkiej karierze Nykaenen wygrał w Pucharze Świata aż 46 razy. To nie jest statystyka najważniejsza, pokazuje jednak skalę jego talentu, sprawia, że uznaje się go za skoczka wszech czasów. W przypadku Małysza talent jest niewątpliwy, ale mimo wszystko na pierwsze miejsce wysuwa się upór i charakter. Co na to Schlieri? W piątek Polak mówił, że do rekordu Mattiego wciąż ma tak daleko, iż nie śmie nawet o nim myśleć. Za całokształt kariery zasłużył jednak, by zdetronizować fińskiego geniusza choć na chwilę. Choćby zaraz potem ich obu miało "przeskoczyć" kolejne cudowne dziecko - Gregor Schlierenzauer, który w wieku 21 lat zaliczył już 32 zwycięstwa w Pucharze Świata. 3 grudnia 1998 roku, kiedy Małysz kończył 21 lat, miał za sobą trzy wygrane konkursy. Na polską skalę już wtedy był w skokach kimś wyjątkowym, a potem pokazał, że jego ambicja i talent nie mają granic. Dziś jest szansa na 40. zwycięstwo, a potem kto wie? W przypadku Małysza możliwe okazywało się wszystko. Sam latający Fin przyznaje, że on i Polak są do siebie podobni. Wyłącznie na skoczni, Drogi Panie Nykaenen. Dariusz Wołowski, Zakopane