Osiem lat temu w Salt Lake City Małysz po raz pierwszy stanął na olimpijskim podium (był drugi i trzeci). Na konferencjach prasowych sprawiał jednak wrażenie przestraszonego, zagubionego i zamkniętego w sobie. Teraz sam przyznał, że jego kontakty z mediami wyglądają zupełnie inaczej. - To spadło na mnie jak grom z jasnego nieba. Zresztą sami doskonale wiecie jak trudno się ze mną rozmawiało. Uwierzcie mi, że dla mnie to było równie ciężkie - ocenił. Po latach z uśmiechem na ustach wspomina tamten okres. - Często miałem tego wszystkiego dosyć i przyznam, że nie potrafiłem się zachować. Nie wiedziałem jak i co robić - dodał. Co się zatem zmieniło? - Teraz jestem zawodnikiem bardzo doświadczonym, który wie doskonale, że bez mediów nie mógłbym funkcjonować. Zdaję sobie sprawę z tego, że to jest wasza praca i potrzebujecie pewnych informacji, których trzeba wam udzielić. Do wszystkiego trzeba dojrzeć, na wszystko potrzeba czasu - zaznaczył. Małysz zaapelował jednocześnie o zachowanie rozsądku. - To, co uważam za stosowne, od razu wam mówię, ale musicie uszanować także to, że muszę jakieś tajemnice zachować - stwierdził. Gdy w sobotę po raz trzeci w karierze stanął na olimpijskim podium, niewiele różnił się od tego Adama sprzed ośmiu lat. Drobny, szczęśliwy, uśmiechnięty... - Bo część tamtego Adama ciągle we mnie jest - zaznaczył. - Zdobywanie medali podnosi bardzo na duchu i w sercu się młodnieje. Na twarzy - przeciwnie. Jak patrzę w lustro, to już zmarszczki widzę. Z Whistler - Marta Pietrewicz