- Startowałam w wielu turniejach. Igrzyska to jednak zupełnie coś innego. Nie da się tego z niczym porównać. Potworny stres. W Pekinie był tak wielki, że dosłownie przygniótł mnie. Liczyłam na więcej. W turnieju indywidualnym byłam dopiero dwudziesta pierwsza, a w drużynie zajęłyśmy siódme miejsce - przypomniała Wojtkowiak.Jak zaznaczyła, teraz jest już bardziej doświadczoną zawodniczką i ma nadzieję, że w Londynie będzie lepiej. - W drużynie wiemy co nas czeka. Trafiamy na Francję, z którą najczęściej przegrywałyśmy. Ale w szermierce wszystko może się zdarzyć. W Pekinie byłyśmy zadowolone, że będziemy walczyć z Amerykankami. +Leżały nam+. Tymczasem przegrałyśmy z nimi. Może teraz nam dopisze szczęście. Fart jest potrzebny w turnieju indywidualnym. W losowaniu wolałabym trafić na Chinkę Chen Jinyan, a nie na Węgierkę Aidę Mohammed. Z Chinką wygrywałam... - powiedziała Wojtkowiak.Z kolei Synoradzka przyznała, że chociaż jest debiutantką, to do udziału w igrzyskach podchodzi spokojnie. - Na razie nie czuję stresu. Chyba przyjdzie, ale wiem, że i tak muszę być od początku bardzo skoncentrowana. Na razie cieszę się z samego awansu do olimpijskiej reprezentacji - wspomniała.Na liście Polskiego Związku Szermierczego Synoradzka sklasyfikowana jest na pierwszym miejscu, a Wojtkowiak na trzecim. Odwrotnie jest na liście światowej - Wojtkowiak jest osiemnasta, a Synoradzka - dwudziesta pierwsza. Obie florecistki nie chcą, aby ich walki w Londynie obserwowały bliskie im osoby. Dlatego nie wykupiły dla nich biletów. Zawodniczki poznańskiego klubu stanowią połowę reprezentacji. Wystąpią w turnieju drużynowym 2 sierpnia wraz z Sylwią Gruchałą i Karoliną Chlewińską, która jest rezerwową. Rywalizację indywidualną rozpoczną trzy dni później.