Maleńczuk to dla kibiców Cracovii postać szczególna. To on napisał kilka lat temu pieśń stadionową, którą fani z ulicy Kałuży dziś traktują jako swój hymn. Wcześniej zaszokował kilka tysięcy ludzi zgromadzonych na boisku Wisły, gdy podczas juwenaliowego koncertu wkroczył na scenę tuż po Kaziku Staszewskim gratulującym "Białej Gwieździe" mistrzoswa Polski i obwieścił, że dla niego liczy się tylko Cracovia. Dziś po spadku "Pasów" z ekstraklasy przekonuje, że od tamtego czasu nic się nie zmieniło. Ostatnia ligowa kolejka "przepełniła smutkiem" serce krakowskiego barda, ale po dwóch dniach przemyśleń Maleńczuk przekonuje, że relegacja to próba charakteru dla ludzi związanych z Cracovią. - Ja jestem nietypowym kibicem. Nie tylko futbol się przecież liczy. Wielokrotnie podkreślałem, że Cracovię kocha się dla barw. Ten spadek to test dla kibiców - przedstawia swój punkt widzenia kontrowersyjny rockman. - Ta cholerna Wisła zawsze była lepsza. Miała lepszych piłkarzy i więcej pieniędzy, ale Cracovia nadal istnieje. Jest tu gdzie była zawsze, tylko że przez rok może zagrać w pierwszej lidze - pociesza załamanych fanów "Pasów". Były wokalista Pudelsów dzień po spadku Cracovii wziął udział w pokazowym meczu na obiektach treningowych klubu przy ul. Wielickiej. Wystąpił tam na pozycji bramkarza, grając w bluzie Marcina Cabaja. Z tego meczu w pamięć zapadła mu symboliczna scena. - Jeden z piłkarzy, który grał z nami wciąż miał łzy w oczach. Przejąłem się tym bardzo. Ale później pomyślałem sobie, że miłość zawsze zwycięża. Jak ktoś kocha Cracovię, to wybaczy jej ten spadek. Ja się nie załamuję, świat się nie zawalił. Liczę, że za rok będziemy świętować awans do Ekstraklasy - mówi pewnym głosem. A co myśli na temat ewentualnych baraży po zdegradowaniu Łódzkiego Klubu Sportowego? - Najlepiej by było utrzymać się z gry - ucina temat Maciej Maleńczuk.