Ma zaledwie 27 lat, a już może pochwalić się zdobyciem kilku ośmiotysięczników. W dodatku jeszcze nie tak dawno trudniła się zupełnie innym zajęciem. Magdalena Gorzkowska w środowisku sportowym znana była z biegów na 400 metrów. Lekkoatletyczne kolce zamieniła jednak na ciężkie buty górskie, a pejzaż dostrzegalny z bieżni stadionu na wysokogórski krajobraz ośnieżonych szczytów. - Lekkoatletyka i himalaizm to coś zupełnie innego, ale są też pewne cechy wspólne. To chociażby to, jak zachowuje się organizm w czasie biegu i w górach, a także zmiany, jakie zachodzą w organizmie i w fizjologii. Wcześniej trenowałam pod bieg na 400 metrów, w którym też jest niedotlenienie, wysiłek tlenowy, potrzebna jest siła. W górach jest mi łatwiej dzięki treningowi, jaki wykonywałam przez 14 lat - mówi Magdalena Gorzkowska. Była lekkoatletka zdobyła do tej pory między innymi Aconcaguę, Kilimandżaro i Manaslu. W bieganiu też ma się czym pochwalić. W jej dorobku jest srebro mistrzostw Europy juniorów, halowe wicemistrzostwo Starego Kontynentu oraz złoty krążek z młodzieżowych mistrzostw Europy. Jako rezerwowa pojechała też do Londynu na igrzyska olimpijskie w 2012 roku. - Pierwszą wyprawą było wejście na Mont Blanc. Byłam wtedy przygotowana fizycznie, będąc w wysokiej dyspozycji po przygotowaniach na igrzyska olimpijskie w Rio de Janeiro, na które nie pojechałam. Nie było natomiast przygotowania technicznego, bo wtedy jeszcze się nie wspinałam i nie miałam pojęcia, jak posługiwać się sprzętem. Obecnie mam już zdecydowanie bogatszy bagaż górskich doświadczeń. Do wypraw przygotowuję się poprzez trening biegowy i trening siłowy, ale również dzięki wspinaczce technicznej - tłumaczy młoda himalaistka. Gorzkowska na szczycie Mount Everest stanęła w 2018 roku, mając zaledwie 26 lat. 40 lat wcześniej na najwyższą górę świata wdrapała się Wanda Rutkiewicz. Ona była pierwszą polską zdobywczynią tej góry, Magdalena przeszła do historii jako najmłodsza Polka, która tego dokonała. W sportowej głowie przyzwyczajonej do rywalizacji wciąż rodzą się nowe wyzwania, a każdy sukces wzmaga głód na jeszcze więcej. - Właściwie po każdej wyprawie jestem z czegoś niezadowolona, wiedząc, że coś mogłam zrobić lepiej. To mi zostało z biegania. Zawsze szukam błędów w sobie i chcę ulepszać te aspekty, w których dostrzegam braki. Po zdobyciu Manaslu wiem, że mogę chodzić szybciej, więc po głowie chodzą mi teraz wyzwania szybkościowe w Himalajach. To na przykład wejścia z bazy prosto na szczyt bez noclegów w obozach. Na niektórych górach jest to jak najbardziej realne, na innych odległości są zbyt duże - dodaje chorzowianka. Góry uzależniają. Mówi się, że "ludzi można podzielić na dwa rodzaje: na tych, którym tej pasji nie trzeba tłumaczyć oraz na tych, którym się jej nie wytłumaczy". Każdy ma swój indywidualny powód, dla którego chce zdobywać kolejne szczyty. Niektórzy chowają go głęboko w sercu, inni przemierzają góry z miłości, a jak wiadomo, kocha się za nic. - Najbardziej na wyprawach pokochałam atmosferę w obozach i ludzi. Do tego widoki i fakt, że mogę pokonywać swoje ograniczenia i wciąż podnosić poprzeczkę wyżej. Bardzo dobrze odnajduję się w górach dzięki cechom charakteru, jakich nabywałam przez lata treningów. To przede wszystkim upór w dążeniu do celu. Trudności i kryzysy są dla mnie czymś naturalnym w drodze na szczyt. To bieganie nauczyło mnie świetnie sobie z nimi radzić i nie traktować ich jako coś niekorzystnego. Umiejętność zarządzania ryzykiem oraz podejmowania decyzji na chłodno również są przydatne w czasie wypraw. Ryzyko zawsze staram się minimalizować, czasem jednak trzeba wszystko postawić na jedną kartę - twierdzi Magdalena Gorzkowska. Himalaizm to sport elitarny. Nie każdy może zdobyć ośmiotysięcznik, więc choć kolejki na Mount Everest przyprawiają o zawrót głowy, wciąż wejściem na "dach świata" pochwalić mogą się nieliczni. Czy ciężko jest zostać himalaistą? - Z naszymi elitarnymi wspinaczami, jak na razie co nie mam wiele wspólnego. Na mniej wymagające wyprawy w niższe partie gór szłam z chłopakiem lub ze znajomym. Na Mont Blanc i Kilimandżaro byłam natomiast z bratem. Wciąż nie znalazłam jednak idealnego partnera na wyprawy. W Himalajach wspinam się z Szerpą. Z Pembą Szerpą Lamą, z którym wspinałam się ostatnio, świetnie się zgraliśmy. Okazał się lojalnym człowiekiem, na którego mogłabym liczyć, gdyby coś się działo. Chcemy jeszcze gdzieś razem pójść - wyznaje była lekkoatletka. Codzienne treningi, wyrzeczenia i trudności górskich ekspedycji są niczym w momencie, gdy sięga się po upragniony cel i spełnia marzenie. Choć tych pięknych chwil zliczyć można znacznie mniej niż trudów wspinaczki, kolejne sukcesy sprawiają, że i tak wciąż chce się wystawiać swoją psychikę i organizm na próbę. - Najpiękniejszym wspomnieniem z wypraw górskich jest stanięcie na szczycie Mount Everest. Towarzyszyło temu ogromne wzruszenie i radość, że wielomiesięczne wysiłki przyniosły wymarzony efekt. Najgorszych było zdecydowanie więcej. W tym roku zalicza się do nich zejście z Makalu - góry, którą zdobyłam bez butli z tlenem. Droga w dół była strasznie mozolna, a ja nie miałam już kompletnie siły. Minęła już doba, odkąd wyszliśmy i powoli brakowało mi motywacji do szybszego zejścia, bo do obozów wciąż było daleko. Miałam wówczas niejeden kryzys - dodaje 27-latka. Co ciekawe, po kolejnych ekspedycjach Gorzkowska wcale nie potrzebuje wielu dni na odpoczynek. Ciało przyzwyczajone do wysiłku doskonale radzi sobie z regeneracją i szybko jest gotowe na kolejne wyprawy. - Bardzo szybko dochodzę do siebie. Na regenerację organizmu potrzebuję... 24 godzin. To jest taka umiejętność, którą ukształtowałam dzięki treningom biegowym. Na wiosnę miałam w planie zdobycie Makalu i Lhotse - dwa ośmiotysięczniki. Po Makalu byłam fizycznie w stanie na kolejny atak szczytowy, ale niestety odmrożenia mnie powstrzymały. Przekonałam się jednak, że regeneracja była wystarczająca - mówi najmłodsza Polka na Evereście. Magdalena Gorzkowska chce zdobyć koronę Himalajów. To oczywiste, że takiemu wyzwaniu musi towarzyszyć mobilizacja i ciągła dyscyplina. O swoich planach rozmawia z Interią... biegnąc. - Plany nieustannie kreują się w mojej głowie. W lipcu chciałabym iść na dwa Gaszerbrumy i to trawersem, czyli z jednego wierzchołka na drugi. Okaże się, czy będzie to wykonalne i czy warunki pozwolą mi na taki ruch. W innym rozrachunku, wejście na dwa wierzchołki lub zaliczenie osobno tych dwóch szczytów. W kwietniu chciałabym też wrócić do Nepalu na jakiś ośmiotysięcznik, ale wszystko zależy od mojego sponsora, firmy Inpost i jego możliwości - zaznacza była reprezentantka Polski. Gdzie jest granica pięcia się po schodach do nieba? - Ciągle szukam mojego szczytu możliwości. Z jednej strony chcę poznać granice wytrzymałości mojego organizmu, a z drugiej obawiam się, że zrobię o jeden krok za daleko. Rozsądek jest u mnie ponad wszystko. Miałam wiele kryzysowych sytuacji w górach, które udowodniły mi, że mimo wszystko jestem w stanie sobie poradzić. Mam jednak nadzieję, że ostatecznie tego szczytu nie odnajdę. Sama droga poszukiwań mnie zadowala - kończy rozmowę Magdalena Gorzkowska. Aleksandra Bazułka