Ich zdaniem dzieci "naśladują dorosłych" i tylko tak można je "wciągnąć w sport". Współpraca byłej siatkarki i multimedalistki olimpijskiej w wioślarstwie w ramach jednej fundacji to jedna z bardziej intrygujących propozycji na sportowe "życie po życiu", które są realizowane w Polsce w ostatnich latach. "Nie każdy sportowiec ma na siebie pomysł po zakończeniu kariery, pomysł od razu, pomysł na już. Trzeba ustabilizować życie, odpocząć, zregenerować się. Bo przez lata jesteśmy wymęczeni hotelami i przepakowywaniem walizek. W moim przypadku było tak, że musiałam się zastanowić, co chcę robić dalej. I na ten moment zastanowienia padło ziarno, jakim było poznanie Magdy" - powiedziała PAP o początkach nowego projektu Skowrońska. Wybitna siatkarka, dwukrotna mistrzyni Europy, nadal kocha swoją dyscyplinę i nie bardzo wyobraża sobie, że na sportowej emeryturze będzie tylko leżeć i pachnieć. "Może nie będzie takiej adrenaliny jak w piątym secie przy stanie 14:14, ale będą inne, równie ekscytujące wyzwania. Już nie mogę się doczekać końca tej pandemii i pierwszych obozów z dzieciakami. Dużo mówię, bo energia mnie roznosi" - śmieje się Skowrońska. Energii nie brakuje także eks-wioślarce. "U mnie chęć robienia czegoś po karierze pojawiła się dość szybko, ale... musiałam ją schować do kieszeni. Po prostu zostałam mamą. Samotne macierzyństwo, bo mąż, trener wioślarstwa jest cały czas na wyjazdach, i robienie czegoś nowego? To nie mogło się udać. Do tego w przeciwieństwie do Kasi byłam trochę ze sportem pokłócona" - powiedziała PAP mistrzyni olimpijska z Rio de Janeiro. Przyznała, że jej kariera skończyła się najlepiej, jak się dało, bo złotem igrzysk, ale wówczas dopadły ją niechęć, zmęczenie, jakaś forma wypalenia czy depresji. "Musiałam od tego wszystkiego odpocząć. Gdy moja młoda zaczęła być nieco bardziej samodzielna, to mama stwierdziła, że też chce się realizować. Ja jestem takim pokoleniem, tak jak i Kaśka, które chodziło na podwórko i tam spędzało całe dnie. W czasie tej nieszczęsnej pandemii wiele osób zrozumiało jak naturalne to dla nas miejsce, jak brakuje nam kontaktu z przyrodą czy kontaktu z rówieśnikami, gdy są one ograniczone. My na to odpowiadamy swoją fundacją. Bo chcemy być dla dzieci, dla natury, dla sportu" - przyznała była wioślarka. Skowrońska dodała, że jej celem nie jest koniecznie wychowanie zawodowych sportowców. Dla dzieciaków obozy i programy fundacji mają być dobrą zabawą, początkiem drogi z wysiłkiem fizycznym. "Dzięki sportowi można fajnie spędzić czas, można mieć fajne ciało, można nauczyć się wielu rzeczy, które mocno pomagają w dorosłym życiu" - powiedziała mistrzyni Europy z 2003 i 2005 roku. Dla obu dziewczyn ten projekt to także kontynuacją projektu "przyjaźń". Słuchając obu szybko można się zorientować, że nadają na podobnych falach i są bratnimi duszami. "Moją pasją, jak i mojego męża, są od lat żagle. Na pewno zabierzemy Kaśkę na łódkę. Już zrobiła na nim dobre wrażenie i przekonał się, że to nie jakaś tam +siatkareczka+ nosząca głowę zadartą do góry, a dziewczyna z krwi i kości. Wcześniej mamy jednak cichy plan, aby pojechać razem w góry. Może Tatry?" - zastanawia się Fularczyk-Kozłowska. Pewne jest natomiast to, że jak tylko znikną koronawirusowe obostrzenia i przyjdą ciepłe miesiące, fundacja obu wielkich postaci polskiego sportu ruszy w najlepsze w teren. "Natura ma być naszym domem, naszym środowiskiem działania. Chcemy, poza edukacją sportową, prowadzić edukację ekologiczną. Ona nie jest trudna, ale musi być na nią nacisk od małego. Dzieci naśladują dorosłych i tak można je wciągać w sport, wciągać w nasz świat, w nasze nawyki i przyzwyczajenia" - kończą zgodnie. (PAP) autor: Tomasz Więcławski