Nie przepada za polityką, ale dzięki wspaniałym sukcesom, jakie odnosi z polskimi piłkarzami trafił do znamienitego grona: nobliści Wisława Szymborska, Lech Wałęsa czy Guenter Verheugen. W takich momentach, gdy spotyka go tego typu wyróżnienie, Leo podkreśla: - Wpływ futbolu na społeczeństwa jest niesamowity. Przecież to tylko gra! Wyróżnienie "Wprostu" dla selekcjonera to dobitny przykład na to, że skala zjawiska "reprezentacja Leo" jest ogromna. Co dała Polska Unii Europejskiej zanim w piłkarskiej reprezentacji nie nastały czasy Beenhakkera? Tanią siłę roboczą i wypady na weekendowe seriale "Seks i alkohol za pół darmo". Dopiero Leo sprawił, że Europa dostrzegła też w Polaku zdolnego i ambitnego sportowca. Ważne, że Beenhakker i jego załoga dali ludziom nadzieję. Na pierwsze mecze eliminacji do Euro 2008 (jak choćby ten na stadionie Legii z Serbią) przychodziło kilka tysięcy ludzi. Rok później, na grę z Belgami na Stadion Śląski chciało wejść ćwierć miliona Polaków. Miejsc starczyło tylko dla 45 tys. Transmisja telewizyjna tylko z drugiej połowy tego wydarzenia przyciągnęła przed ekrany bez mała 10 mln ludzi! Lepszy wynik miało tylko "niebo do wynajęcia po przecenie", czyli odcinek serialu "M jak Miłość". Leo po polsku nie mówi prawie wcale. Najważniejsze jednak, że niedawno na łamach "Przeglądu Sportowego" oświadczył: "Właściwie to ja już czuję się Polakiem". Jego poprzednicy na stanowisku selekcjonera Jerzy Engel, czy Paweł Janas tłumaczyli - świat nam uciekł. Nie mamy bazy sportowej, nie mamy piłkarzy. Beenhakker już po miesiącu pracy nad Wisłą wypalił: - Polska ma tak samo wiele utalentowanych piłkarzy jak Holandia. W niczym jej nie ustępujecie. Latem 2006 r. na starcie eliminacji do mistrzostw Europy, słysząc takie deklaracje każdy pukał się w czoło i komentował: "Gadka-szmatka, która ma dodać wiary w siebie piłkarzom, ale nie ma nic wspólnego z faktami". Polacy byli zakompleksieni piłkarsko. Kibice, miast wspierać piłkarzy, szydzili z nich. Np. jednego z napastników przechrzcili na "Drewninho". Selekcjonerzy byli wygwizdywani i wyśmiewani. W takim kontekście nic dziwnego, że naprawdę nikt nie wierzył w to, co mówi Beenhakker. Nikt, poza nim. Tymczasem Leo w półtora roku dokonał niewyobrażalnych zmian w mentalności piłkarzy. Ci wcześniej w wypowiedziach przedmeczowych podkreślali, że nikogo się nie boją, że rywal gra też w jedenastu, a każdy jego zawodnik ma tak samo dwie nogi. Wprawdzie papier wszystko przyjmował, ale boisko brutalnie weryfikowało zapowiedzi. I musieliśmy przełykać gorycz porażek w kulminacyjnych momentach. Teraz w mediach Orły Leo są ostrożniejsze, za to na murawie o wiele odważniejsze i dowodzą, że mogą wygrać rywalizację nawet z aktualnymi wicemistrzami Europy (wygrany dwumecz z Portugalią). Kibiców, przychylność większości dziennikarzy latający po świecie Holender szybko pozyskał. Ale ciągle nie brakuje mu zatwardziałych jak zbrojony beton przeciwników. Red. Jan Grzegorczyk określił ich mianem ZOLNB - Zjednoczonym Obozem Ludzi Niechętnych Beenhakkerowi. Jednym z przywódców tego grona jest znakomity piłkarz lat 70. XX wieku, a także niespełniony trener - Grzegorz Lato. - Polscy trenerzy nie trawią Leo, bo udowodnił im, że się da osiągnąć sukces w warunkach, w których oni potrafili tylko narzekać. Nie mogą zrozumieć, że mają przestarzałe metody. Dla nich czas się zatrzymał, no i zazdroszczą Beenhakkerowi zarobków (600 tys. euro rocznie - przyp. red.) - analizował kompleksy ZOLNB Jacek Gmoch - selekcjoner z MŚ 1978 r. i asystent Kazimierza Górskiego z MŚ 1974 r. - Leo ma charyzmę, umiejętności, doświadczenie, wiedzę - to jest ważne, ale przede wszystkim niesamowicie potrafi motywować piłkarzy - uważa red. Roman Kołtoń, który niedawno napisał książkę "Prawda o reprezentacji. Janas i Beenhakker". - Wydaje mi się, że żaden trener przed nim nie miał takiej nowej fali piłkarzy, których wziął tak naprawdę znikąd. Z polskiej ligi. I nagle oni zagrali. Zahorski jest jednym z 10, czy nawet 15 piłkarzy tak pociągniętych do kadry. Od Golańskiego, przez Bronowickiego, Wasilewskiego, Matusiaka, Gargułę po Błaszczykowskiego - wylicza Kołtoń. - Rzeczywiście, siła Beenhakkera jest niezwykła. Przypadek Leo nie jest odosobniony. Cztery lata temu Niemiec Otto Rehhagel ujarzmił żywioł Greków i doprowadził ich do tytułu mistrzów Europy. Herosi greccy nauczeni żelaznej niemieckiej taktyki okazali się za silni nawet dla Portugalczyków, którzy byli gospodarzami turnieju. Media mogły sobie wybrzydzać, że nastawiona na defensywę Grecja zabija piękno futbolu, ale złote medale Euro 2004 i tak pojechały do Aten. Wszyscy kibice w Polsce mają nadzieję, że w czerwcu na boiskach Austrii i Szwajcarii historię tę powtórzą Orły Leo!