W 77. minucie tuż przed polem karny padł Macin Mięciel i sędzia odgwizdał rzut wolny. Do piłki podszedł Mączyński i wspaniałym strzałem pokonał Marka Kozioła, co dało łodzian prowadzenie 2-1. - Dziś futbol wygląda tak, że sporo zależy od dobrze bitych stałych fragmentów gry. Widać to zresztą na przykładzie Legii Warszawa, która wygrywa ostatnio właśnie dzięki temu, iż znakomicie opanowała ten element - twierdzi Mączyński, który do Łodzi jest wypożyczony z Wisły Kraków. - Bramka była ładna i to mnie na pewno cieszy. Nas nie interesuje jednak to, kto trafia do siatki. Najważniejsze jest bowiem to, aby wygrywać i powiększać przewagę nad pozostałymi drużynami. Chcemy odskoczyć na dużą liczbę punktów i jak najszybciej zapewnić sobie awans do Ekstraklasy - nie ukrywa. Wspaniała passa dziewięciu wygranych z rzędu znacznie przybliża ełkaesiaków do elity. Zwłaszcza, że w miniony weekend podopieczni trenera Andrzeja Pyrdoła pokonali Sandecję Nowy Sącz, która również ma wysokie aspiracje. Po sobotnim zwycięstwie ŁKS ma jednak nad nią już jedenaście punktów przewagi. - Zdominowaliśmy to spotkanie, a Sandecja nie potrafiła nam zagrozić. Na początku meczu odważnie ruszyliśmy na rywala, bo chcieliśmy pokazać, kto tutaj rządzi. Szybko zdobyliśmy bramkę, ale niedługo później goście odpowiedzieli - opowiada Mączyński, który był głównym aktorem starcia w 57. minucie, kiedy padł na murawę w polu karnym. - Zostałem delikatnie popchnięty przez przeciwnika, co wytrąciło mnie z rytmu i spowodowało mój upadek. Po tym zdarzeniu nie domagałem się jednak "jedenastki", tylko miałem pretensje do arbitra, że pokazał mi żółtą kartkę. Bo w tej sytuacji wyraźnie się pomylił - dodaje.