INTERIA.PL: Jak pan ocenia obecny dorobek Widzewa? Maciej Mielcarz: Sądzę, że kilka punktów nam uciekło. Mogliśmy mieć o pięć, sześć "oczek" więcej. Mieliśmy kilka spotkań, w których prowadziliśmy, dominowaliśmy na boisku, ale potrafiliśmy wygrać. Kończyło się remisami, więc szkoda straconych punktów. Wiecie już czego wówczas brakowało? Co zrobić w przyszłości, żeby nie gubić punktów? - Jak już prowadzimy, to musimy postawić kropkę nad "i". Nie może być tak, że gramy nerwowo i w końcówce tracimy wyrównującego gola. Pamiętajmy, że remis to wciąż strata dwóch "oczek". Jest jakiś problem ze skutecznością? - Problem? Ze Śląskiem strzeliliśmy pięć bramek, więc chyba nie. Ostatnio z Polonią Bytom zdobyliśmy dwa gole, ale to i tak nie wystarczyło do zwycięstwa. Cieszy nas to, że stwarzamy sobie wiele sytuacji. Nad skutecznością można pracować, to na pewno nie zaszkodzi. Zdarzają wam się też proste błędy w defensywie. - Piłka to gra błędów, a po prostu chodzi o to, aby popełniać ich jak najmniej. Nie ma jednak co obwiniać konkretnych osób, bo bronimy się całym zespołem. Przed wami spotkanie z Legią Warszawa. Przygotowujecie się w jakiś specjalny sposób? - Nie, przygotowujemy się tak, jak do każdego innego meczu. Ale dla kibiców to szczególne wydarzenie. Legia to zespół, który jest w głębokim kryzysie. - Rzeczywiście, ale w każdym spotkaniu starają się przełamać. Teraz zapewne liczą, że przerwą złą passę i wygrają w Łodzi. Nie będzie to więc łatwy dla nas mecz. Przez ostatnie dwa lata w Łodzi nie grały tak uznane marki. - Zgadza się, ale w tym sezonie mierzyliśmy się u siebie już i z mistrzem, i z wicemistrzem kraju. Spotkanie z Legią nie robi więc na mnie specjalnego wrażenia. Rozmawiał Piotr Tomasik