W polskiej lidze ostatniego gola zdobył w marcu 2006 roku. Od tamtego czasu Bykowski na boiskach Ekstraklasy spędził... 2085 minut. Łącznie ponad 34 godziny bez trafienia! INTERIA.PL: Dlaczego zdecydował się Pan na grę w Łodzi? Maciej Bykowski, nowy napastnik ŁKS-u: Namówił mnie Tomek Wieszczycki, z którym kiedyś grałem w jednym zespole. Poza tym, ŁKS to drużyna z dużym potencjałem i wielkimi planami. Celujemy w awans, a ja chcę mieć w tym swój udział. Rozmawiał Pan już z trenerem Andrzejem Pyrdołem na temat swojej roli w zespole? - Nie, nie było jeszcze okazji. Wieszczycki przedstawił moją kandydaturę trenerowi, a on był na "tak". Mam więc nadzieję, że się przydam. ŁKS jesienią grał jednym napastnikiem, którym był Marcin Mięciel. Ciężko będzie go wygryźć. - Jeżeli ustawienie się nie zmieni, to mogę mieć problemy. Mięciel to dobry zawodnik, na pierwszą ligę nawet bardzo dobry. Nie wiem jeszcze, czy trener widzi we mnie napastnika, czy może pomocnika. Jeśli będzie taka konieczność, to podejmę rywalizację z Mięcielem. Tylko w taki sposób można podnosić swoje umiejętności. Wkrótce spotkam się ze szkoleniowcem i wszystkiego się dowiem. Przez rok grał Pan w Polonii Bytom. To chyba nie był dla Pana udany okres? - Powiem tak: czasami piłkarzowi wiedzie się lepiej, czasami gorzej. Panu wiodło się zdecydowanie gorzej, bo przez rok nie trafił Pan do siatki. - Wielokrotnie chwalono moją grę w mediach, wysoko mnie oceniano, ale brakowało goli. Jeśli chodzi o podbramkową skuteczność w Bytomiu, odczuwam spory niedosyt. Napastnika rozlicza się przecież z bramek, a ja tych w Polonii nie zdobywałem. Liczę, że w ŁKS-ie karta się odwróci. Kiedy ostatnio strzelił Pan w lidze gola? - Przed transferem do Polonii, trochę spędziłem w Grecji. Ostatnim razem pokonałem bramkarza Cracovii, grając w Górniku Łęczna. Ale który to był rok? Oj, nie pamiętam. Rozmawiał Piotr Tomasik