"Ostatni tydzień każdego roku jest zawsze dla mnie najwspanialszym okresem. Między Bożym Narodzeniem a Sylwestrem wypadają moje urodziny (28 grudnia). Na Maderę obowiązkowo zabrałem rakietkę, bo zbyt długie przerwy w treningach nigdy mi nie służyły" - powiedział Błaszczyk po powrocie do kraju. W odwiedziny do świętującego 30 grudnia 40. urodziny Skierskiego (kilka razy zdobył mistrzostwo Polski w deblu z Błaszczykiem, trzykrotnie był też wicemistrzem kraju w singlu) wybrali się nie tylko Błaszczyk i Such z rodzinami, ale także drużynowi mistrzowie świata w rackethlonie Krzysztof Samonek i Norbert Stolicki. "Skierski, który wciąż gra w drugiej lidze i jest szkoleniowcem, zabierał nas na salę treningową. Obok nas ćwiczył jeden z najlepszych Portugalczyków Marcos Freitas. Z Suszim rywalizowaliśmy na poważnie, ale już pozostałym kolegom dawałem fory, nawet po pięć-sześć. Dlatego czasem przegrałem seta" - dodał wielokrotny medalista mistrzostw Europy. Po Maderze polska ekipa podróżowała dwoma wynajętymi samochodami. "Zwiedziliśmy mnóstwo wspaniałych zakątków i rozkoszowaliśmy się miejscową kuchnią, czyli rybkami, owocami morza, krewetkami. Pogoda sprzyjała, temperatura wynosiła 20-21 stopni Celsjusza. Poprzednio rok witałem w Portugalii na przełomie 2006 i 2007" - stwierdził Błaszczyk, który do Polski wrócił z prezentami dla rodziny i znajomych. "Furorę robią fajne, tkane czapki z antenkami. Jeśli jest wyprostowana w górę, oznacza, że jej właściciel jest zadowolonym człowiekiem. Przywiozłem też trochę świetnej kawy z Madery. Alkoholu nie kupowaliśmy, chociaż na miejscu próbowaliśmy portugalskiego specjału - mocnego drinka ze świeżego soku z cytryny z rumem i miodem" - wyjaśnił. Błaszczyk zdradził też marzenia na 2012 rok. "Mam nadzieję, że ruszy akademia mojego imienia, którą szykuję w Drzonkowie, z zespołem ZKS sięgnę po medal w superlidze, a z żoną i synem Maćkiem wprowadzę się do nowego domu. Ale i tak najważniejsze jest zdrowie, a nie dobra materialne. Chociaż zawsze miło wspominać będę pobyt w Niemczech, gdzie samochody otrzymywaliśmy co 10 tysięcy kilometrów. Wyrobienie limitu zajmowało dwa-trzy miesiące, dlatego po kilka razy w roku zmieniałem nowiutkie auto na kolejne. Marki były rozmaite, od nissanów przez ople, fordy, audi, volkswageny do malezyjskich protonów" - zakończył najlepszy pingpongista krajowych rozgrywek, który w pierwszej rundzie wygrał wszystkie 14 pojedynków.