"Łobo" podpisał z Wisłą pięcioletni kontrakt. Trafił do niej z Zagłębia Lubin za jedyne 300 tys. euro, gdyż taką właśnie klauzulę miał w swym kontrakcie z "Miedziowymi". Od wczoraj Wojtek trenuje z nowymi kolegami na obozie w Hiszpanii. Występując w Wiśle, ale Płock Łobodziński wywalczył złoto mistrzostw Europy juniorów (na turnieju w Helsinkach), ale tamtego okresu "Łobo" nie wspomina zbyt dobrze. - Coś takiego jest w tej Wiśle płockiej, w tym mieście, co nie sprzyja futbolowym sukcesom - analizuje. - Kariery tam chyba zrobić nie można, udało się tylko Irkowi Jeleniowi. Ja jednak wywiozłem stamtąd coś dużo cenniejszego: moją żonę (śmiech). Łobodziński nie wypłynął na głębokie wody tak szybko, jak jego koledzy ze "złotej" reprezentacji młodzieżowej: Łukasz Madej, Sebastian Mila, czy Rafał Grzelak. "Łobo" bije się w piersi i mówi, że to przez brak profesjonalizmu. - Byłem młodym chłopakiem i żyłem jak każdy młody chłopak. Mocno niedojrzale. Wiele sobie mogę w tym okresie zarzucić - nie kryje. - Nie byłem do końca przekonany, że że będę żyć akurat z piłki. I jeszcze lubiłem się bawić. Łobodziński zreflektował się dopiero po przeprowadzce do Zagłębia Lubin. Wtedy decydowały się jego losy, a rodzice kusili go nawet studiami w Bydgoszczy! - To był taki dzwonek na zasadzie: "chłopie, zdecyduj się, co chcesz w życiu robić". Transfer na Dolny Śląsk pomógł mi takiego wyboru dokonać - podkreśla w "Sporcie". I w "Miedziowy" nasz bohater ustabilizował się. Jego żona urodziła córkę, a państwo Łobodzińscy zamieszkali w willi zbudowanej pod Legnicą. Teraz "Łobo" jest zadowolony z faktu podpisania pięcioletniej umowy z Wisłą. - Mnie daje ona stabilizację, a klubowi pewność, że może mnie uwzględnić w planach budowy silnej drużyny w dłuższej perspektywie - wylicza. W Wiśle Wojciech zarobi 150 tys. euro rocznie, a drugie tyle może zgarnąć w premiach. Piłkarz odrzucił ofertę Dynama Moskwa, które gwarantowało mu zarobki na poziomie pół mln euro! - Rosja to z pewnością nie jest mój kierunek. Jeżeli miałbym się jeszcze rozwijać sportowo, to na pewni nie w tej części Europy - przesądza Wojciech Łobodziński. "Łobo" nie zniechęca się tym, że podbój Ligi Mistrzów nie udał się Wiśle z takimi tuzami w składzie, jak Maciej Żurawski, Tomasz Frankowski, Mirosław Szymkowiak, czy Kalu Uche. - To nie znaczy, że nam się nie uda. Wielu z nas ma za sobą w ostanich kilkunastu miesiącach "szkołę Leo Beenhakkera". A on, jak żaden inny znany mi trener, potrafi natchnąć każdego wiarą w siebie samego - opowiada "Łobo". Więcej w "Sporcie".