Czego możemy dowiedzieć się o Majewskim? Wielu ciekawych rzeczy. Na przykład tego, że ubi podróże, zwłaszcza do Islandii, swojego ukochanego miejsca na ziemi. "Byłem tam tydzień i spełniłem marzenie swojego życia. To odlotowy kraj. Zdziwiła mnie tylko ilość wypożyczalni wideo. Ma to związek z nocami polarnymi. Ludzie siedzą w domach i gapią się w telewizory. Nie tylko oglądają filmy, ale i baraszkują w łóżkach. Aż trundo uwierzyć, ale tam jest 60 procent nieślubnych dzieci!" - sypie ciekawostkami 27-letni lekkoatleta. W wywiadzie informuje również o miejscu swojego urodzenia. Otóż pochodzi ze Słończewa, małej wsi oddalonej o 65 kilometry od Warszawy, nie zaś z Ciechanowa, czy Pułtuska, czym chwalą się ostatnio oba te miasta. Rodzina Majewskiego posiada w Słończewie 16-hektarowe gospodarstwo. Mistrz olimpijski gdy tylko zajdzie taka potrzeba pomaga rodzicom i bratu. Lecz zamiast jeździć traktorem po polu, woli naładować nawozem rozrzutnik. Mówiąc o początkach swojej kariery wspomina wydarzenia sprzed 15 lat. Usłyszał wówczas od pierwszego trenera, Witolda Suskiego, że ma "zapier...ć". "No i zapier...lałem cały czas" - śmieje się Majewski. I wie, że dobrze zrobił. Kiedyś dostawał 200 złotych stypendium, ostatnio zaś, za zdobycie medalu dostał 200 tysięcy złotych i samochód. Co Tomasz Majewski robi, gdy może się zrelaksować? Oprócz podróży lubi wypić małe piwko. A właściwie, to duże, bo mistrz pija wyłącznie z kufla w rozmiarze "king size", o pojemności jednego litra. "W mojej knajpie dobrze mnie znają. Wiedzą, że jestem fanem browaru. Kiedyś to nawet swój kufel miałem. W odpowiednich rozmiarach" - zdradza, lecz od razu podkreśla, że po piwo sięga tylko wtedy, gdy jest na to pora. Żałuje jednak, że co roku opuszcza festiwal piwa, bo w tym samym czasie ma zawody. więcej magazynie "Tempo", piątkowym dodatku do "Przeglądu Sportowego"