Triumfalny marsz przez Premier League nie zmienia faktu, że jak dotąd milionerzy z City nie są godnym reprezentantem najsilniejszej ligi na świecie. Drużyna Roberto Manciniego, która ze szczytu ligowej tabeli patrzy na Manchester United, Chelsea, Liverpool i Arsenal, w Champions League zaczęła jak na debiutanta przystało. Remis z Napoli u siebie 1-1, a przede wszystkim zawstydzająca porażka 0-2 z Bayernem w Monachium wyczerpały dopuszczalny limit błędów, kolejny może skończyć się pożegnaniem z Ligą Mistrzów. A przecież o debiut w niej klub zabiegał od 2008 roku, kiedy stał się własnością Abu Dhabi United Group. Tym, którzy uważają, że dla Manciniego priorytetem jest walka o mistrzostwo Anglii, trener City odpowiedział decyzjami w ostatnim spotkaniu ligowym z Aston Villą, kiedy Nasri, Dżeko i Silva odpoczywali na ławce. Dzisiejszy mecz z Villarrealem jest dla City mniej prestiżowy, ale ważniejszy niż zbliżające się ligowe derby na Old Trafford. Drużyna Manciniego musi zwyciężyć, by zachować szanse na awans do 1/8 finału. "Jesteśmy wystarczająco dobrzy, by tam grać" - uważa David Silva. City i Villarreal to skrajne przeciwności. Gdy szejk Mansour kupuje znanych graczy hurtowo, klub z przedmieść Walencji sprzedaje ich, żeby istnieć. Roberto Mancini ma w kadrze 36 piłkarzy, w tym ośmiu zbędnych wypożyczonych do innych klubów i Carlosa Teveza odsuniętego karnie od drużyny. Tymczasem Juan Calos Garrido był zmuszony zabrać do Manchesteru dwóch zawodników, którzy jeszcze w ubiegłym sezonie grali w zespole rezerw (Wakaso, Hernán Pérez) oraz 20-letniego napastnika Joselu, "transfer" z trzeciej drużyny występującej w III lidze. Villarreal też gra na Etihad Stadium o przetrwanie. Wspomnienia z Manchesteru ma dobre, w poprzednich edycjach Ligi Mistrzów potrafił oprzeć się United na Old Trafford. W tym sezonie, po odejściu Santiago Cazorli drużyna przeżywa jednak ciężki kryzys. W Primera Division jest aż na 14. miejscu, po ostatnim bezbramkowym meczu z Getafe Garrido był tak zadowolony, że powiedział: "odzyskaliśmy swoje wartości i dumę". W Champions League Villarreal nie zdobył punktu. Jeśli po porażkach z Bayernem i Napoli przegra także z City, jego rola zredukuje się do dostarczyciela punktów. Mimo kłopotów ambicje w hiszpańskim klubie są znacznie większe. Skromna drużyna nazywana "Żółtą łodzią podwodną" wiele razy udowadniała, że dobry pomysł i ambicja znaczą w piłce nie mniej niż pełna kasa. Dziś będzie jednak wyjątkowo trudno, kadrowo obie drużyny zdaje się dzielić przepaść. "Mamy okazję udowodnić sobie, że wciąż możemy rywalizować z wielkimi" - mówi bramkarz Diego Lopez. Real Madryt bez obaw podejmuje dziś Lyon, którego kompleks przełamał zaledwie pół roku temu, gdy wyeliminował go w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Jose Mourinho poprowadzi dziś drużynę w setnym meczu w europejskich rozgrywkach. Według jego osobistych rachunków, bo Portugalczyk wykluczył z tej listy mecz o Superpuchar Europy w 2003 roku, w którym jego Porto przegrało z Milanem. Debiutował trzy lata wcześniej, w Pucharze UEFA z Benfiką. Pierwszy mecz w Champions League zagrał z Porto na Santiago Bernabeu w lutym 2002. Od tamtej pory poprowadził swoje drużyny w 85 spotkaniach w Lidze Mistrzów i 14 w Pucharze UEFA. Dziś usiądzie wreszcie na ławce, bo skończyła mu się kara UEFA za wypowiedzi na temat Pepa Guardioli po półfinale poprzedniej edycji Champions League. Real ma po dwóch meczach 6 pkt, emocje fanów budzi przede wszystkim wewnętrzny pojedynek napastników. Karim Benzema był na początku sezonu w życiowej formie, jego uraz dał szansę Gonzalo Higuainowi, który w 13 dni zdobył 9 goli, w tym sześć dla Realu i trzy dla reprezentacji. "A jeszcze dwa tygodnie temu mówiliście, że jest słaby i trzeba było sprowadzić Kuna Aguero" - ironizował "Mou" na konferencji prasowej przed meczem z Lyonem. W piątym spotkaniu z kolei w wyjściowym składzie ma pojawić się Kaka. Odrodzenie Brazylijczyka jest tak ważne dla trenera Realu, że poświęca nawet Mesuta Oezila. W ostatnim meczu ligowym z Betisem Mourinho kazał mu grać na skrzydle, dziś zamierza posadzić Niemca na ławce rezerwowych. Ostatni pojedynek Realu z Lyonem na Santiago Bernabeu zakończył się zwycięstwem gospodarzy 3-0 po golach Marcelo, Di Marii i Benzemy. Ale we wcześniejszych siedmiu spotkaniach Lyon wygrywał trzykrotnie i ani razu nie przegrał. Tak dobrego bilansu z Realem nie ma nikt w Europie. "Dziś remis bierzemy w ciemno" - mówi Bafetimbi Gomis. "Królewscy" muszą jednak wygrać, by jak najszybciej zapewnić sobie awans, oczywiście z pierwszego miejsca. Dyskutuj z Darkiem Wołowskim na jego blogu