PAP: Wygrywała pani i dwukrotnie zajmowała drugie miejsce w TOP 12, imprezie skalą trudności zbliżoną do mistrzostw Europy. Ale w czempionacie kontynentu jeszcze nie wdrapała się pani na podium. Li Qian: - Do Trójmiasta przyjechałam z jasno postawionym celem - chcę zdobyć złoto w grze pojedynczej. Szansę na medal mamy też w drużynówce. Uniknęłyśmy w losowaniu najgroźniejszych Holenderek, choć ćwierćfinałowe przeciwniczki Rumunki wcale nie są dużo słabsze. To też bardzo groźny zespół. Debiutowała pani w ME w 2008 roku. Od tego czasu w singlu najwyższą pozycją było 9-16. - Rok temu w Ostrawie sama oddałam medal późniejszej triumfatorce Białorusince Wiktorii Pawłowicz. Spotkałyśmy się w 1/8 finału i do pewnego momentu grałam super. Niestety, moją wadą jest to, że tracę cierpliwość przy stole, a przecież defensorka, jak ja, nigdzie nie musi się spieszyć. To wynika z mojego charakteru, wszystko chcę robić szybko. A w tenisie stołowym tak się nie uda. Spieszy się pani, aby szybko zakończyć akcję i zdobyć punkt. - Tak chciałoby się, ale w przypadku obrończyń na jeden punkt trzeba pracować nawet minutę. Co innego zawodniczki atakujące, jeden topspin i może być po akcji. Ja muszę zdecydowanie więcej się napracować na każde zwycięstwo. Stąd czasem niepotrzebnie sama się ponaglam i zbyt wcześnie chcę skończyć którąś z piłek. W singlu najgroźniejsza będzie Wiktoria Pawłowicz? - Jest kilka zawodniczek, które potrafią grać na obronę. Najsłabszy, bo ujemny bilans mam z Holenderką Li Jiao. Z nią wygrałam tylko raz, przed dwoma laty. Pozostałe spotkania przegrałam. Właśnie ten jeden sukces pokazał mi, że mogę i ją pokonać. Znów wraca kwestia tej cierpliwości. Muszę pracować spokojnie, bez nerwów, a wtedy efekty będą i zdobędę upragniony medal. Dlaczego nie wystąpi pani w deblu? - Wraca kwestia mojego stylu gry. Moje mecze są dłuższe, więcej muszę włożyć siły w każdą akcję i zwyczajnie fizycznie trzy konkurencje to byłoby za dużo. W 2008 roku w Sankt Petersburgu wystąpiła pani w grze podwójnej z Rosjanką Iriną Kotichiną. - To był błąd. Debiutowałam w mistrzostwach Europy, nie miałam doświadczenia w takich zawodach i podjęłam złą decyzję. Zagrałyśmy słabo. Słabo? Przecież dotarłyście do ćwierćfinału? - Zgadza się, lecz mogło być znacznie lepiej i wynikowo, i sportowo. Dlatego w dwóch ostatnich edycjach ME skoncentrowałam się tylko na drużynówce i singlu. Pani mąż, który pracuje w Belgii, przyjedzie do Gdańska i Sopotu? - Niestety, obowiązki nie pozwalają mu na lot do Polski. Pracuje jako trener tenisa stołowego i nie może zostawić swoich podopiecznych.