- Na Miyanomori prędkość wreszcie była właściwa, a jeśli tak jest, to Małyszowi wszystko układa się jak należy, dobrze nabiera wysokości i potem może daleko lecieć - dodał fiński szkoleniowiec. - Tym razem inaczej przygotowaliśmy sprzęt. Już przed piątkowym treningiem posmarowaliśmy narty nowym specyfikiem, który dał nam przedstawiciel firmy produkującej smary. Efekt był świetny. Na dużej skoczni Adam był 0,4 km na godzinę wolniejszy od Ammana, a na średniej o 0,3 szybszy. Czyli razem wychodzi postęp o 0,7 km, a to jest ogromna różnica na progu - zdradził Lepistoe. Szkoleniowiec biało-czerwonych stwierdził, że celem Małysza jest teraz triumf w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata w obecnym sezonie. A co z igrzyskami olimpijskimi w Vancouver w 2010 roku? - To jest jeszcze odległa przyszłość, ale nie aż tak odległa, żeby Adam miał tam nie stanąć na podium. Jeśli tylko będzie chciał dalej skakać, miał motywację, to czemu nie? Stać go na to. Potrafił wrócić na najwyższy stopień podium po czterech latach przerwy, to o czymś świadczy. Wiedziałem, że na skoczni Miyanomori będzie silny, ale nie przypuszczałem, że aż tak - podkreślił Fin, który czekał 10 lat na złoty medal mistrzostw świata swojego podopiecznego. - W 1997 roku Janne Ahonen wygrał w Trondheim, również na średniej skoczni. Potem czekałem na kolejne złoto dziesięć lat. Za długo. W Polsce pracuję pod dużą presją, bo jest jeden Adam wyraźnie dominujący nad kolegami. Jak coś nie działa w jego skokach, to robi się nerwowo. Na szczęście tutaj działało. Praca z Małyszem to wielki zaszczyt. Niewielu trenerów go dostąpiło. Cieszę się, że na zakończenie swojej kariery mam okazję prowadzić kogoś takiego - zakończył Lepistoe.