- Po meczu z Czechami mieliśmy kilka pomeczowych problemów zdrowotnych. Dotyczyły one Murawskiego, Błaszczykowskiego i Smolarka, ale nasz sztab medyczny znowu stanął na wysokości zadania i wczoraj po treningu wszyscy ci piłkarze powiedzieli mi, że fizycznie są gotowi, znowu są na pokładzie - opowiadał Leo Beenhakker. Czy przewagą gospodarzy nie będzie fakt, że ich selekcjoner Vladimir Weiss oszczędzał kilku liderów w meczu z San Marino i teraz będą wypoczęci? - Nie wiem, co zrobi trener Słowacji, nie mogę zajrzeć w jego głowę, ale jesteśmy przygotowani na wszystko. Tak samo jak z Czechami byliśmy gotowi na to, że przeciw nam mogą zagrać inaczej niż z Irlandią Północną i daliśmy sobie radę. W wypadku Słowacji również odrobiliśmy zadanie. Nie spędzam zbyt wiele czasu i nie tracę energii na analizę gry rywala, ale owszem obejrzeliśmy ostanie mecze Słowaków i wiemy kto pełni jaką rolę w ich reprezentacji - zapewniał Leo. - Nie uzależnię jednak wyjściowej "jedenastki" od tego, jak wyjdzie rywal. INTERIA.PL zapytała Beenhakkera co zrobił i co ma jeszcze zamiar zrobić, żeby Orłom wyszły dwa dobre mecze w odstępie czterech dni? - Trener ma zawsze dwa narzędzia - praca na boisku, a drugie to konwersacja, rozmowa z zawodnikami. Wytłumaczyłem chłopakom, że przygotowanie fizyczne, to nie jest główny problem, a bardziej może być nim mentalny - opowiadał Holender. - Ze zmęczeniem można sobie poradzić, jeśli się dba o siebie. A mogę zapewnić, że nasi piłkarze to robią. Począwszy od sobotniego wieczoru zachowywali się jak na zawodowców przystało i przygotowywali się na ten mecz ze Słowacją. Już po wczorajszym treningu wnioskowałem, że chłopaki są gotowi. Trening był na wysokim poziomie. Była jakość, atmosfera, zdrowie, agresja - wyliczał Leo. Dodał też, że udany poniedziałkowy trening nie jest gwarancją dobrego występu. - Przygotowanie drużyny do dobrej gry w dwóch meczach w krótkim odstępie czasowym to proces długi. Ja na kadrze miałem na to dwa dni. W klubach trenerzy mają na to znacznie więcej czasu - dodał. - Najważniejsze, że piłkarze rozumieją ten przekaz. Michał Białoński, Bratysława