- Zacznijmy od tego, że jedyną osobą odpowiedzialną za to, co się zdarzyło na turnieju, jestem ja - powiedział. - Jakie błędy popełniłem? Mogę was zapewnić, że wszystko zostanie dokładnie przeanalizowane i będę bardzo krytyczny wobec siebie. Na razie jednak nie mieliśmy czasu usiąść w gronie współpracowników, by wszystko przeanalizować - mówił Leo. - Zawiedliśmy fanów, sami też jesteśmy zawiedzeni i smutni - dodał Holender Leo. - Powołując kadrę na Euro oparliśmy się na grupie piłkarzy, która podczas kwalifikacji pokazała, że jest w stanie grać na wysokim, międzynarodowym poziomie. Zatem jestem przekonany, że dokonaliśmy właściwych wyborów - podkreślał Leo. - Jednocześnie, bądźmy realistami. Nie mamy 25, czy 30 piłkarzy, którzy co tydzień grają w swych klubach na najwyższym poziomie. Dlatego jeśli nie mamy szczęścia w meczu i ktokolwiek nie jest w stu procentach na pokładzie, nie gra na swym maksymalnym poziomie, to nic z tego nie będzie - podkreślał. Beenhakker powtórzył, że liderzy nie grali na swoim poziomie. - Zbyt wielu zawodników grało poniżej swojego poziomu. Ale to ciągle ci sami zawodnicy. Smolarek jest Smolarkiem. Lewandowski, Lewandowskim. Nie ujmuję im nic, tylko z jakichś powodów nie grali tego, na co ich stać. Słabsze momenty zdarzają się każdemu - Ronaldinho, czy nawet Cristiano Ronaldo - dowodził Beenhakker. Dyskusję, jaką miał po meczu z Chorwatami w "Polsacie" nazwał "głupią". - Jeden z waszych kolegów upierał się, że na lewej obronie powinien grać Gancarczyk, a ja go nie zabrałem. Wynika z tego, że z Gancarczykiem bylibyśmy pewnie w ćwierćfinale - z niedowierzeniem kręcił głową Leo. - Ciągle mam wrażenie, że jestem jedyną osobą która zdaje sobie sprawę z tego, jaka przepaść dzieli polską piłkę od tego, co gra się w najsilniejszych ligach Europy i podczas trzytygodniowego zgrupowania nie da się nadrobić różnicy - zaznaczył. Murem za Beenhakkerem stali jego współpracownicy: Dariusz Dziekanowski, Bogusław Kaczmarek, Adam Nawałka (asystenci), Jan de Zeeuw (kierownik kadry), Franz Hoek i Andrzej Dawidziuk (trenerzy bramkarzy) i Mike Lindemann (fizjolog). Selekcjonera Polaków zapytano też o to, dlaczego drużyna wraca do kraju osobno i nie spotka się ani z dziennikarzami, ani z kibicami. - Chciałem pomóc piłkarzom wejść niemal natychmiast do normalnego życia. Zauważyłem, że wielu z nich mentalnie jest wypalonych, zniszczonych psychicznie. Będą potrzebowali trochę czasu, żeby się odbudować - uzasadniał Beenhakker. Leo Beenhakker jest przekonany, że jego fizjolog Mike Lindemann wykonał dobrze swoją pracę. - Nie mam wątpliwości co do przygotowań. Problemem mogło być to, że jesteśmy w końcówce długiego sezonu - dywagował Leo. - Już w eliminacjach, gdy przychodziło rozegrać dwa mecze w ciągu czterech dni, pojawiały się problemy z odbudową formy. Tu mieliśmy trzy ciężkie mecze w jeszcze krótszym czasie. Holenderski szkoleniowiec nie zgodził się z opinią, że zawiedli wszyscy poza Borucem. - Dudka grał fantastyczny turniej, Łobodziński grał na swoim poziomie, Wasilewski i Żewłakow również - wyliczał opiekun Orłów. - To był ich poziom. Beenhakker wyjaśnił też, że w meczu z Chorwacją posadził na ławce Jacka Bąka, gdyż organizm tego doświadczonego piłkarza nie zdążył się odbudować po starciach z Niemcami i Austriakami. Michał Białoński, Bad Waltersdorf