- Od siedmiu lat współpracuje pan z Anną Rogowską. Chyba dobrze się poznaliście. Jaka jest zatem mistrzyni świata, która w Daegu będzie bronić tytułu? Henryk Pilarski: To osoba o pozytywnej determinacji, zorientowana na cel, uparta, świadoma walki, która musi być stoczona i chęci wygrywania. - Jak pod względem psychologicznym przygotowana jest Rogowska do obrony tytułu? H.P.: Bardzo dobrze. Ma bardzo dobrą głowę. To są lata pracy, czy miesiące, które spowodowały, że ona potrafi też sama się odpowiednio nastroić i zbudować taką koncentrację, żeby być wyraźnie zorientowana na cel i o to walczyć. - W jej karierze były dwa trudne momenty. Jeden trzy lata temu, kiedy to w kolejnych konkursach nie zaliczała żadnych wysokości, i w końcu czerwca, kiedy pękła jej tyczka podczas konkursu na sopockim molo. Który moment był trudniejszy? H.P: Myślę, że ten pierwszy. To są zdarzenia, które zawsze występują w konkurencjach o dużej złożoności technicznej. Mało wiedzą zwykle kibice o tym, że się skacze na różnych tyczkach, o różnej twardości, długości. Cały zespół różnych czynników odgrywa określoną rolę i dochodzi do tego jeszcze napięcie wewnętrzne. Dopiero uświadomienie sobie, że posiadamy zdolność zapanowania nad tym, daje efekty. - Czy po złamaniu tyczki ciężko było przekonać Rogowską do ponownego wejścia na skocznię? H.P.: Doskonale wiedziała, że musi to zrobić jak najszybciej. Problem polegał na tym, że to nie było tylko pęknięcie tyczki, ale i uraz kciuka. Natomiast Ania miała świadomość, że istotne jest w jaki sposób i w jakim tempie wstajemy po upadkach. Wygrywają ci, którzy szybko się podnoszą. W tym przypadku opóźnienie było spowodowane kontuzją, która to uniemożliwiała. Można jednak skakać w głowie, w swojej psychice, na sucho trenować i to Ania robiła z dużym zapałem, determinacją i dzisiaj są tego dobre rezultaty. - Rogowska przez te lata współpracy się zmieniła? H.P.: Przebudowa, która przez lata nastąpiła w jej psychice ma trwałe podłoże, które pozwala jej sobie radzić w różnych trudnych sytuacjach. Na sto procent nigdy nie ma pewności, że wszystko wyjdzie. Jesteśmy tylko ludźmi i wiele czynników może na nas oddziaływać, ale generalnie Ania posiada zdolność radzenia sobie samodzielnie. - Łatwo się z nią współpracuje? H.P.: Z dużą satysfakcją. W takiej pracy potrzebna jest akceptacja dwóch osób. Jeżeli ona jest oparta na zaufaniu i zrozumieniu, to wszystko idzie łatwo. Nie zadajemy sobie wówczas ran słownych, tylko sobie pomagamy, wspieramy. W momencie kiedy możemy sobie szczerze wyznać nawzajem co komu dokucza, to na pewno współpracuje się bardzo dobrze. - Macie jakiś taki swój rytuał przed zawodami? H.P.: Spotykamy się tyle razy ile potrzeba. To raczej nie jest limitowane. Jak widzę, że chce porozmawiać, to rozmawiamy. Czasami wraca się do przeszłości, by wydobyć dawne poziomy satysfakcji albo pozytywne reakcje, które w konsekwencji wywołują takie nastawienie, że sobie poradzę. Oprócz spotkań są maile, telefony. Czasem jest tak, że między ludźmi płynie określona energia. Bywa że możemy nie rozmawiać, a ta energia jest. W Daegu rozmawiała Marta Pietrewicz